która w wolnym tłumaczeniu i trochę rozszerzona brzmi:
VENI - PRZYBYŁAM (do Połczyna),
VIDI - ZOBACZYŁAM (na czym polegają zawijania),
VICI - ZWYCIĘŻYŁAM (wstyd),
(WYJECHAŁAM).
Dokładniej było tak:
na forum o zawijaniach borowinowych otrzymałam trochę informacji oraz rad , również przez PW. Dzięki nim wiedziałam "z czym i jak to się je".
Więc teoretycznie (śmieszne to, prawda?) byłam przygotowana
Pierwsze zawijanie.
Okazało się, że zawijał będzie młody fizjoterapeuta. Powiedziałam mu, że z zawijaniami mam do czynienia pierwszy raz. Udzielił mi krótkiej instrukcji, borowina była wyłożona prosił rozebrać się i wyszedł.
Na razie jest dobrze. Źle bym znosiła rozbierając i kładąc się przy nim.
Dalej jednak nastąpiło kilka krępujących momentów:
1. Pierwsze spotkanie mojego leżącego, gołego ciała ze wzrokiem fizjoterapeuty. Bałam się tego momentu. Czy nie spanikuję. Dla dodania sobie odwagi mówiłam w myślach: to tylko fizjoterapeuta, mnóstwo gołych widzi. Wytrzymałam w bezruchu.
Znając z opisów liczyłam, że teraz coś dołoży na stawy, opatuli, potem wyjdzie i skończy się moje skrępowanie. Jednak tak przewidywanie dalej nie było.
2. Musiałam unieść jedno, a potem drugie biodro, aby tam dołożyć borowiny. Robiłam to nerwowo i gwałtownie, a moje duże piersi przemieszczały się w różne strony. Podle się przy tym czułam. Jak bardzo chciałabym mieć je mniejsze. Zauważył mój stan. Gdy ległam w bezruchu, łagodnym, ciepłym głosem powiedział: spokojnie, wystarczy na drugi raz tylko lekko unieść biodro, a nie cały tułów. (Chyba to w związku z przemieszczaniem się piersi).
3. Dokładanie borowiny na stawy. Gdy nakładał na barki, jego bliskość nad moimi piersiami była krępująca.
4. Zbieranie borowiny.
Pod przykryciem trochę rozprzestrzeniła się. Gdy zbierał z kolan, bioder i okolic, to ponownie był tak blisko mojego ciała. Odruchowo ściskałam nogi.
Tak bardzo chciałam się wówczas zasłonić. Przypominało mi się wtedy:
Wytrzymałam.
5.Przejście pod prysznic. To był ostatni stresik. Zamiast spokojnie wstać, zerwałam się ze zbyt wysokiej leżanki, a piersi "fik" do przodu. Był obok, nie interesowało mnie, czy mnie obserwuje. Przez PW dowiedziałam się, że musi być obecny przy wstawaniu dla bezpieczeństwa: "chodzi o to czy się nie poślizgnę po drodze albo czy nie stracę równowagi po leżeniu".
Pod prysznicem. Uff! To koniec, przeżyłam.
Zmywałam się sama, niektórym pomagają.
"Histeryzujesz, wyolbrzymiasz", albo "nie filozofuj, trzeba było nie rozbierać się" - ktoś skomentuje opis mojego pierwszego zawijania.
I słusznie, ale ja tak to wówczas przeżywałam. Na szczęście tylko pierwszy zabieg, później było lepiej.
W pokoju wszystko na spokojniej przemyślałam i dochodziłam do wniosku, że w sumie pierwsze zawijanie było mocno krepującym doświadczeniem, ale do przeżycia, a pełna nagość, to był przecież mój wybór, a nie przymus.
Mocno, chyba ponad przeciętnie przeżywałam, bo byłam jakaś spanikowana, nie potrafiłam wyluzować się, co było spowodowane wyolbrzymionym skrępowaniem swojej golizny przy fizjoterapeucie i kompleksem dużych piersi.
Było, mięło. Pierwsze zawijanie przeżyłam, nie był diabeł taki straszny. Więcej luzu, a będzie dobrze.
Na drugim zawijaniu byłam już mniej skrępowana i spokojniejsza. Kontrolowałam swoją psychikę. Głupio to zabrzmi, ale fizjoterapeutę traktowałam, jak swojaka, a przecież był mi obcy.
Na tym drugim zawijaniu nawet trochę żartowaliśmy (lekko się zmuszałam).
Przy trzecim byłam jeszcze luźniejsza, ale skrępowanie wciąż mi towarzyszyło. Leżąc spokojnie w borowinie z sąsiedniej zagrody usłyszałam: zakryj mnie pan w końcu! ile mogę tak leżeć goła!
Byłam wtedy nawet z siebie lekko dumna (ot głupia), że podczas kłopotliwego dla mnie zawijania tak nie reagowałam.
Gdy po odwinięciu wstawałam:
-Dziś Pani, porównując do pierwszego dnia jest mniej spięta - powiedział.
-Dziękuję. Ciężko mi było tego pierwszego dnia.
-Zauważyłem, to normalne. U wielu kobiet bywa dużo gorzej. (Pocieszał, ale w myślach mu za to podziękowałam.)
Gdy byłam już po trzecim zawijaniu, to z poznaną trzy dni wcześniej panią byłyśmy w saunie. Trochę już o sobie wiedziałyśmy m.in. ile razy i gdzie byłyśmy w sanatorium, jakie mamy zabiegi, itp. To taka sympatyczna luzaczka. W komorze same.
Ona niespodziewanie: ściągamy górę?
Ja zaskoczona: nie ma problemu.
I do pasa byłyśmy gołe.
Zauważyłam, że przygląda się moim piersiom.
Ja: co jest?
Ona: masz duże i piękne piersi, i takie ...( tu szczegóły).
Ja: dodaj śmiało " jak na 50+". Chciałabym mieć mniejsze.
Ona: zazdroszczę Ci takich.
Ja: głupia jesteś.
Ona po chwili milczenia: kobieta, czy mężczyzna Cię zawija w borowinę?
Ja: młody mężczyzna.
Ona: piersi masz zasłonięte?
Ja: jestem cała naga. Tak jest wskazane i wiem, że wszyscy się kładą nago przy zawijaniach. (Kłamałam, bo przecież wiedziałam m.in. z forum, że niektóre się przysłaniają).
Ona: guzik prawda, wiele się zasłania. On Ci kazał całkiem rozebrać się?
Ja: prosił się rozebrać, nie precyzował, czy całkiem.
Ona:. po co wystawiasz piersi, gdy nie masz na nie zabiegu? Może tak lubisz? Rozumiem, dół odkryty, bo borowina powinna mieć pełny kontakt z biodrami, ale piersi nie mają kontaktu z borowiną.
Ja: tak mi wcześniej doradzano, dla skuteczności zabiegu. Żebyś wiedziała, ile mnie kosztowało rozebrać się i przeżyć pierwsze zawijanie. Przecież to fizjoterapeuta i gołe kobiety, to dla niego chleb powszedni, dziennie widzi takich kilkanaście, a rocznie z tysiąc. Wiele zawija młodych i atrakcyjniejszych od takiej babci, jak ja. Skupiał się na pracy, a nie na moim ciele. (To moje usprawiedliwienie golizny przygotowane dla siebie).
Ona: tak, tak, to fizjoterapeuta, ale jednocześnie mężczyzna, a Ty nie przestajesz być kobietą. Ma chłopak na czym chociaż na chwilę oko zawiesić.
Ja: przestań! Głupoty wygadujesz! (byłam wściekła).
Ona: nie złość się na mnie, jestem rozwódką, kobietą wolną, bez zahamowań, znam dobrze życie i mężczyzn, także ich upodobania.
Ja w zakłopotaniu: mógł mi powiedzieć, że mogę co nieco przysłonić.
Ona: po co miał mówić? Na goło przecież jest wskazane, tak sama mówisz. Ty dobrowolnie wystawiłaś swoje atuty. Jemu Twoje gołe piersi nie przeszkadzały w pracy. Gdybyś miała na sobie majtki, które by izolowały biodra od borowiny, to może by zasugerował, aby biodra odsłonić.
Ja: przykro mi tego słuchać. Czuję się teraz jak jakaś istota bez wstydu i honoru.
Ona: Nie martw się. Jesteś po prostu odważna, ale spytaj go na kolejnym zawijaniu, czy można brać zawijania lekko przysłonięta.
Rozstałyśmy się jakoś zimno. Wyszłam z sauny skołowana. A już tak miałam w głowie ułożone. Jak tu w sanatorium wypoczywać?
Wspomniałam rozmowę z sauny, aby pokazać, jak druga kuracjuszka, nawet, gdy nie mieszka z Tobą w pokoju, może popsuć pobyt. Po dwóch dniach mi przeszło i spotykaliśmy się dyskutując na różne tematy. O tym może innym razem.
Dużo miałam przemyśleń przed kolejnym zawijaniem. Może miała rację?
Spytać, czy nie o częściowe przysłanianie. Bałam się, że być może w saunie usłyszałam prawdę.
Nie miałam jednak okazji pytać, bo spotkała mnie niespodzianka, kolejne zawijanie robiła mi sympatyczna Pani. Odczułam różnicę wykonywania tych zawijań. Komfort psychiczny. Pani dokładniej borowinę po ciele rozprowadzała, wklepywała. Pan był wobec mnie bardzo z ostrożny z dotykiem.
Na kogo trafię przy kolejnym zawijaniu? Idę bez lęków.
"O jej! Inny młody mężczyzna!!! Kolejny zobaczy mnie całą gołą!"
Konsternacja, zamęt w głowie, tracę tak ciężko uzyskaną pewność siebie.
"Czy dla zdrowotności i odnowy fizycznej potrzebne mi takie psychicznie krępujące doznania?"
Kontrolę nad sytuacją jednak utrzymywałam, czego brakowało mi przy pierwszym zawijaniu. Przeżyłam.
Czym jeszcze w sanatorium zostanę zaskoczona?
Nic więcej mnie już nie zaskoczyło. Było dobrze. Zawijania robiła mi do końca owa Pani.
Na teraz, to tyle.
Do tematu wrócę. Dorzucę jeszcze trochę spostrzeżeń i przemyśleń.