Hymmmm.... takie tam opowiadanka

W tym miejscu możecie prezentować swoją twórczość niekoniecznie związaną z pobytem w sanatorium choć i taka mile widziana.
Regulamin forum
Proszę by każdy nowy wątek rozpoczynał się wierszem. Najlepiej by to był wiersz autora wątku, ewentualnie wiersz na temat sanatorium.
Uwaga! Jeśli wstawiacie czyjąś twórczość, pamiętajcie, że powinniście posiadać zgodę autora lub właściciela praw na publikację. To bardzo ważne.
Proszę też by nie tworzyć tu wątków, które bardziej pasują do działu "Na każdy temat". Niech ten dział będzie wyłącznie związany z twórczością sanatoryjnych poetów :)
Poza tym obowiązują wszystkie zasady z regulaminu ogólnego pisania postów na forum dostępnego tu http://www.forum.nasze-sanatorium.pl/vi ... p?f=2&t=10
Awatar użytkownika
BozenaMat
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 6172
Na forum od: 24 lip 2018 18:32
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 2

Re: Hymmmm.... takie tam opowiadanka

Post autor: BozenaMat »

A to dziś opowiadanko....... trochę takie z humorem... jak to różnie patrzymy na dane wydarzenie, jak je różnie odbieramy :D

Ona i On – czyli idzie wiosna

ONA


Szłam szybko. W sercu czułam ogromną radość. To tak, jakby tysiące malutkich motyli trzepotało w nim i pobudzało mnie do działania. Wchodząc do parku aż przystanęłam i rozkoszowałam się tym wspaniałym widokiem. Mój ukochany siedział na naszej ławeczce i patrzył w moim kierunku. Od razu poczułam, jak nogi lekko mnie niosą, jak w duszy odezwała się pieśń miłości. Bo On to całe moje życie. To trwanie w szczęściu i radości. To moje istnienie.
Czułam się jak ta wiosna. Piękna i umajona, która jest pełna śpiewu ptaków i cudów natury. Taka byłam. Też piękna i radosna. Miłość mnie uskrzydlała, dodawała mi wdzięku. Z uśmiechem patrzyłam na Niego, jak siedział i tęsknym wzrokiem patrzył na mnie. W ręku trzymał piękną, czerwoną różę. To było takie romantyczne. Takie cudowne. Podbiegłam do Niego i zarzuciłam Mu ręce na szyję. Chciałam Mu tyle powiedzieć tyle przekazać. Nie pozwolił mi. Szybko przycisnął swe usta do moich, poczułam ich żar. Nasze oddechy zmieszały się, usta zaczęły coraz mocniej do siebie przylegać. Siła namiętności dała o sobie znać. Rozkosz ogarnęła całe moje ciało. Chciałam więcej, więcej, więcej…. To takie miłe, mieć Go blisko, być z Nim w uścisku, obejmować Go, przytulać się do Niego…… Kocham Go.

ON

Siedziałem jak głupek na tej cholernej ławeczce. Co za pomysł sterczeć tu i patrzeć, czy Ona przyjdzie i kiedy. Kobiety zawsze się spóźniają i każą nam czekać na siebie. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, by jakaś przyszła punktualnie. I zawsze zwalają winę na coś idiotycznego. Że autobus nie przyjechał na czas, że coś tam z makijażem, że musiała komuś tam pomóc. Idiotyzm. Dziś pewno powie, że to ta cholerna wiosna wprawiła Ją w zachwyt i musiała podziwiać kwiecie na klombach. Czy to nie durne?
Siedzę więc na tej ławce, trzymam jakąś tam różę, co moja panna chciała dostać (po co komu dawać kwiaty jak i tak zaraz zwiędną?) i patrzę jak idioci spacerują i pokazują swój zachwyt i uwielbienie. No, bo jak inaczej nazwać to patrzenie na siebie cielęcym wzrokiem? Idzie taka jedna z drugim, trzymają się za rączki, albo i obłapiają się i bożego świata nie widzą. Mogą nawet wejść na człeka i tego swymi niewidzącymi oczami nie zauważą.
No idzie moja dziewczyna. Podryguje jakoś, śmieje się sama do siebie. Zgłupiało mi dziewczę chyba, bo jak to inaczej wytłumaczę. Zauważyła mnie, wstaję, a Ona szybko podbiega, zarzuca mi ręce na szyję i chce coś powiedzieć. O nie ma tak !! Nie będę słuchał durności. Zamykam Jej usta pocałunkiem. Najpierw tylko takim małym, ale po chwili żądza już ogarnęła mnie i chciałem więcej. Nasze języki splotły się. No i lepiej było spotkać się w domu, a nie tu. Po co to wszystko, jak zaraz trzeba skończyć i nie będzie dalszego etapu… Ech…. Chyba Ją Kocham.
Awatar użytkownika
malgorzatas
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 58744
Na forum od: 16 lis 2013 14:16
Oddział NFZ: Wielkopolski
Staż sanatoryjny: 6

Re: Hymmmm.... takie tam opowiadanka

Post autor: malgorzatas »

Już myślałam ze sobie nie poczytam. ...fajne :D :kwiat:
Awatar użytkownika
BozenaMat
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 6172
Na forum od: 24 lip 2018 18:32
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 2

Re: Hymmmm.... takie tam opowiadanka

Post autor: BozenaMat »

Dziękuję Gosiu :kwiat:
Awatar użytkownika
Cygana
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 576
Na forum od: 18 lut 2018 00:29
Oddział NFZ: Wielkopolski
Staż sanatoryjny: 4

Re: Hymmmm.... takie tam opowiadanka

Post autor: Cygana »

Ja też się ucieszyłam następnym opowiadaniem,hm...hm... ;) daje do myślenia... :kwiat: pozdrawiam wszystkich czytajacych i nie tylko :D Pieknej niedzieli.
Awatar użytkownika
malgorzatas
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 58744
Na forum od: 16 lis 2013 14:16
Oddział NFZ: Wielkopolski
Staż sanatoryjny: 6

Re: Hymmmm.... takie tam opowiadanka

Post autor: malgorzatas »

Tobie również Cygana :kwiat:
Awatar użytkownika
BozenaMat
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 6172
Na forum od: 24 lip 2018 18:32
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 2

Re: Hymmmm.... takie tam opowiadanka

Post autor: BozenaMat »

Miłej Cygano.... :kwiat: ...... A miałam już przerwać wklejanie tych opowiadanek, ale jak to mówią......... jak choć jedna osoba chce, to...... warto :)
Awatar użytkownika
BozenaMat
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 6172
Na forum od: 24 lip 2018 18:32
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 2

Re: Hymmmm.... takie tam opowiadanka

Post autor: BozenaMat »

Niedawno Nutka opowiadała o chorym mężu. Przypomniało mi się, że na ten temat mam tekst. Już nie opowiadanko, ale najprawdziwsze zdarzenie :D Jak to górale mówią.... "szczyro prowda" :D

Niedawno spędziłam nockę w szpitalu, więc teraz rękami i nogami będę się bronić, by tam w najbliższym czasie nie zawitać. Dlatego, jak rankiem, mąż oznajmił, że umiera... to zebrałam wszystkie swe wątłe siły i postanowiłam być wszystkim po trochu. Zostałam więc wykwalifikowaną pielęgniarką, lekarzem z małym stażem pracy, psychologiem, który w miarę leczył rozchybotane nerwy współmałżonka, no i przede wszystkim oazą spokoju. Tego ostatniego potrzeba było mi sporo, bo już od rana nadmiar obowiązków wytracił mnie z równowagi.

Ledwo otworzyłam swe oczęta zaczęłam od wysłuchania, co to mojego wspaniałego męża boli. Słuchałam, a jednak nic z tego nie rozumiałam i dalej nie rozumiem. Bo tak pogmatwał opis tych swoich dolegliwości, że pogubiłam się i już nie wiem, czy mężczyźni mają wszystko to co my kobiety (no z nielicznymi wyjątkami), czy też są o całkiem innej budowie anatomicznej. I to tak diametralnie różnej od naszej, że miałam wątpliwości, czy mój małżonek opisywał rodzaj ludzki. No ale nie wnikając w szczegóły, po wysłuchaniu Jego ochów i achów, jęków pomieszanych z nieszczęśliwym wyrazem twarzy, postanowiłam jakoś ratować biedactwo i podałam Mu śniadanko do łóżka. Wiem. To zakrawało na szczyt poświęcenia, ale widząc tego mojego herosa powalonego chorobą, nie miałam serca wołać Go do kuchni. No i zaczęłam dzień tańcząc między kuchnią......bo to moje chore biedactwo zażyczyło sobie takiego obiadku, jakby to miał być Jego ostatni posiłek w życiu.... a pokojem, gdzie co jakiś czas musiałam uspakajać nieszczęśnika, że jednak jeszcze zipie i do zejścia z tego świata Mu daleko. W południe nogi coś mnie zaczęły pobolewać, a to dlatego, że z kuchni do pokoju mam do pokonania 5 schodków i to ciągłe bieganie już wolniutko odbierało mi siły. Zresztą po przebytej niedawno chorobie me siły zostały brutalnie nadwątlone.

Gdy więc .... chyba już 30 raz mąż zawołał... „kochanie”... to było jakby grom na mnie uderzył. To „kochanie” podziałało na mnie jak czerwona płachta na byka (no może ciut mniej, bom rodzaj żeński) i jak na to mój głos pozwolił, słodziutko odpowiedziałam.
- A lecz Ty się sam, albo idź do pracy i niech tam Twoje panie wezmą się za Ciebie. Masz tu tymczasem paczkę chusteczek higienicznych, a ja idę sobie na spacerek. Jest wiosna i nie zamierzam leczyć Twojego kataru, który i tak sam musi przejść.
I z dumnie podniesioną głową wymaszerowałam z pokoju, nie zważając na jęki i zawodzenia chorego, ba umierającego na katar męża...... :D


O mojej nocy spędzonej w szpitalu będzie innym razem :)
Awatar użytkownika
Cygana
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 576
Na forum od: 18 lut 2018 00:29
Oddział NFZ: Wielkopolski
Staż sanatoryjny: 4

Re: Hymmmm.... takie tam opowiadanka

Post autor: Cygana »

:lol: :lol: :lol:
Awatar użytkownika
malgorzatas
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 58744
Na forum od: 16 lis 2013 14:16
Oddział NFZ: Wielkopolski
Staż sanatoryjny: 6

Re: Hymmmm.... takie tam opowiadanka

Post autor: malgorzatas »

Przeczytane :D Jakie to mi bliskie i znajome... ;) :lol:
Czekam na ten pobyt..... :D
Awatar użytkownika
BozenaMat
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 6172
Na forum od: 24 lip 2018 18:32
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 2

Re: Hymmmm.... takie tam opowiadanka

Post autor: BozenaMat »

Małgosiu........ już Cię nie trzymam w oczekiwaniu..... ;) Będzie o pewnej nocy, którą spędziłam w szpitalu. Zdarzenie prawdziwe :D

Nocna polka

Ból... ból.... ból. Nie wiesz, czy to już ten największy, czy jeszcze musisz przygotować się na coś mocniejszego. Walczę z nim... ale chyba to nierówna walka. On jest mocniejszy, chyba wygra.

No i wygrał. Mimo nocy jadę na Pogotowie. Mąż jedzie jak pirat, a ja jestem syreną. Zaczynam wyć. No tak. Nie przewidziałam jednego. Pogotowie to oaza spokoju. Tu nie wolno przeszkadzać, robić zamieszania. Na wstępie już słyszę: dlaczego pani nie pojechała do dyżurnej przychodni? Mam to w nosie. Walę do izby przyjęć, błysk w moim oku musi coś mieć złowrogiego, bo pani (nie wiem czy to siostra czy lekarka, bo nie ma plakietki) siada i ze stoickim spokojem zaczyna od moich danych osobowych. No tak... kartka formatu A4, a ja co chwila pochylam się na krześle i wyję z bólu. Wreszcie badanie. Ale po co, jak i tak za chwilkę dzwoni po lekarza? Widocznie chciała się podszkolić. Lekarz powtarza czynność wykonaną przez pielęgniarkę (czy aby pielęgniarka?) i jest taki mądry jak i ona. Pisze skierowanie do szpitala. No tak, na kogoś musiał przerzucić odpowiedzialność.

Jedziemy z mężem i zastanawiam się czy wyć, czy raczej zgrzytać zębami. W szpitalu polka zaczyna się od początku. Oczywiście najpierw arkusz formatu A4... bez tego to ani rusz... Później marsz do gabinetu... o ile taniec witta można nazwać marszem. I tam film znów od początku się włączył. Badanie, konsultacja przez telefon z wyższym rangą, jakiś zastrzyk..... po diabła on, bo i tak nadal boli i już skali na wytrzymałość bólu mi zaczyna brakować.... pobranie krwi do analizy.... no tak, na jakiejś podstawie muszą tę diagnozę postawić no i wywalenie mnie do poczekalni. A tak. Badanie się skończyło to wyj sobie kobieto, ale nie u nas. Jeszcze pięknie pocieszyli, że być może zrobią sesję szkoleniową i anatomii zaczną się uczyć na moim pięknym (a owszem, mam takowy i to bez fałd tłuszczu) brzuchu.

Czekam sobie więc w tej poczekalni, coraz ciszej wyję (chyba baterie się wyczerpały) i coś zaczyna kiełkować w moim umyśle. A może tak sama się wyleczę? Co mi szkodzi? Czekam jeszcze, mija godzina, po chwili druga, ból znów z potężną mocą atakuje i nie ma rady. Idę tam, gdzie król zazwyczaj piechotą chadza i zaczynam podziwiać piękne ptaki (te co sobie sama stworzyłam – dla ścisłości dodam, że chodzi o pawie). No i proszę. Jestem chyba lekarzem, a jak nie to cudotwórcą. Ból złagodniał, troszeczku ucichł, a ja z niedowierzaniem patrzę na swą twarz (białą i trochę tak jakby zielonkawą). Czy to aby ja? Chyba tak, bo czuję moc i siłę. Tylko jak ją spożytkować? Chochliki w moich oczach znów się pojawiły i wychodzę na poczekalnię. Mąż jakoś dziwnie na mnie zerknął, podniósł się z krzesła i spokojnie mówi bym usiadła. No tak. On wie, co oznacza ten błysk w oku, to uniesienie głowy i ten zacięty wyraz twarzy. Chciał mnie chwycić za rękę. Nie zdążył.

Zapominając o bólu, jak łania, co tam łania, raczej jak czołg pomknęłam do izby przyjęć. Lekarze rzucili na mnie zdziwione spojrzenia i popatrzyli po sobie. A we mnie chyba demon jakiś wstąpił. Zaczęłam od łapiduchów, patałachów, od konowałów, a skończyłam na..... łacinie. Dodałam, że wystarczyło opróżnić żołądek (czyli puścić tak zwanego pawia) i cała boleść ustała. Wszyscy osłupieli i dobrze, że mąż wyciągnął mnie za rękaw, bo z izby przyjęć trafiłabym zapewne do aresztu.

I teraz jem sobie suchą bułkę, popijam gorzką herbatą, gotuje kleik i obym jak najpóźniej trafiła do tego przybytku, jakim stała się nasza Służba Zdrowia (czy raczej Chora).


Zdarzenie miło miejsce prawie 20 lat temu, stąd w opowiadaniu instytucja zwana "Pogotowie".
ODPOWIEDZ