Z życia pewnej kamienicy :)

W tym miejscu możecie prezentować swoją twórczość niekoniecznie związaną z pobytem w sanatorium choć i taka mile widziana.
Regulamin forum
Proszę by każdy nowy wątek rozpoczynał się wierszem. Najlepiej by to był wiersz autora wątku, ewentualnie wiersz na temat sanatorium.
Uwaga! Jeśli wstawiacie czyjąś twórczość, pamiętajcie, że powinniście posiadać zgodę autora lub właściciela praw na publikację. To bardzo ważne.
Proszę też by nie tworzyć tu wątków, które bardziej pasują do działu "Na każdy temat". Niech ten dział będzie wyłącznie związany z twórczością sanatoryjnych poetów :)
Poza tym obowiązują wszystkie zasady z regulaminu ogólnego pisania postów na forum dostępnego tu http://www.forum.nasze-sanatorium.pl/vi ... p?f=2&t=10
Awatar użytkownika
malgorzatas
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 58746
Na forum od: 16 lis 2013 14:16
Oddział NFZ: Wielkopolski
Staż sanatoryjny: 6

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: malgorzatas »

Byłam, sprawdziłam i odhaczyłam obecność :D

Z pozdrowieniami :kwiat: :kwiat:
Awatar użytkownika
BozenaMat
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 6172
Na forum od: 24 lip 2018 18:32
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 2

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: BozenaMat »

Ileż można czekać i czekać na tych schodach? Wprawdzie kapota Marianka niwelowała chłód schodów, całkiem wygodnie się siedziało, ale nijak sięgnąć po czekoladkę czy aromatyczną kawę. Niby Gienia i Gosia dbały o moje jestestwo, podrzucały kawę w termosie i rogaliki, nawet podusię, ale to nie to samo, co wygodny fotel. Machnęłam więc ręką i obwieszczając wszem i wobec, by mnie zawołano, jak pojawi się Czarodziej, pomaszerowałam do mieszkania. Oj po tym całodziennym siedzenia na klatce schodowej doceniłam swoje cztery kąty. Nic to, że w paru miejscach jakieś dziwne placki były na ścianach… widać, że tu się żyje, a nie chodzi w ciapach jak w muzeum. Toż każda plama jest świadectwem bardzo interesujących spotkań w mym skromnym M. Nie będę wymieniała jakich, bo to teraz sprawa drugorzędna… skupmy się na dniu dzisiejszym.
Padnięta jak struś Pędziwiatr po przeleceniu dzikiej prerii umościłam się w pościeli. Już odpływałam ku złotym piaskom Dominikany…. a może to Madagaskar był? Pal licho….. ważne, że ciepło, złoty piasek, szum fal, palmy i ten w białych spodniach podający drinki z palemką… No mam se marzenia… na drobnicy się nie będę skupiała. Tak więc z wolna odpływałam, gdy trąba jerychońska poderwała mnie na równe nogi. Błędnym wzrokiem omiotłam mieszkanie, spodziewając się hordy rozwścieczonego ludu madagarskiego… ale to tylko Czarodziej dął na klatce schodowej w trąbkę, obwieszczając, że gotów jest na zdradzenie sekretu Jadzieńki.

Obrazek

Wyskoczyłam więc z mieszkania (nie bacząc, że po tym spaniu włos na głowie mi się skołtunił jak siano trzy razy przewracane na polu) i w te pędy pognałam za wszystkimi do mieszkania Alego. Wiadomo, parter… chłop sam… można spokojnie usiąść i wysłuchać, co też Czarodziej ma do opowiedzenia. Ten jakoś dziwnie na mnie popatrzył, oczy zrobiły Mu się jak spodki, ale po moim warknięciu: „co to gniazda sroki gały nie widziały”… zamilkł i usiadł na honorowym miejscu… czyli na tym stoliku kole tapczanu. Każdy umościł się, gdzie tylko mógł, Mania oczywiście zajęła pół tapczanu więc machnęłam ręką, co się będę przepychała, usiadłam w kucki pod oknem.
Ali każdemu wtrynił w łapę szklaneczkę, skosztowałam napoju i oczy mi prawie że z orbit wyszły. A co to za zajzajer?? Nic, po drugim łyczku byłam już nastrojona do wysłuchania opowieści…. :D
Czarodziej barwnie opisywał praprapra przodków Jadzieńki… prawie że widziałam Helenkę z tym wylewającym się biustem i przystojnego oficera z pogruchotaną girą. Wszyscy aż buzie pootwierali, cisza była jak przy spowiedzi Jadzieńki, gdy to kumoszki nawet nie dychnęły, by choć słówko dosłyszeć, co tam Jadzieńka w kraty konfesjonału wikaremu szepce. Czardziej dobrnął do:
długimi godzinami okupować li zaczął wygódkę, tak widać cierpiał okrutnie bo odgłosy dochodzące z tego przybytku, niechybnie podobne były do huku armat bitewnych….

W tym to że momencie jak nie pizgnęło, jak nie wstrząsnęło posadami kamienicy. Ani chybi rozpirzyło wygódkę, co to stała za osiedlowymi garażami i chłopy kategorycznie się sprzeciwiały, by ją rozebrać. Przecie przy piwku nie będą ganiali licho wie gdzie… co wygódka to wygódka. Nieopodal rosła tarnina, to wiadomo… po chmieliku nijak iść za potrzebą w kolące krzaczory. Trza przecie o klejnoty dbać. Tak więc wygódka stała, a że po drugiej stronie garaży, to nikogo w oko nie kolała.
Szkło się posypało na ulicę, jakieś odłamki. Mnie w lewym uchu zadźwięczała trąbka Chrisa Bottiego. Wszyscy zamarli jak żona Lotta i oczy wbiły się w Czarodzieja, który podczas wybuchu spadł ze stolika i leżał pokotem mając głowę na moich kolanach. Ten tylko wysyczał…. „to nie ja, nie planowałem akustycznych dodatków” i dumnie podniósł się do pozycji pionowej. Florcia wrzasnęła (a jakże, też się zjawiła w Bagatelce, bo była ciekawa historii Jadzieńki): „Jezusie nazareński, Niemce atakujom”.
W te pęda wybiegliśmy na ulicę… zioramy… a tu pełno szkła, jakiś rurek, gruzu. Jakby zapomniany niewypał z lat wojny się uaktywnił i rozpirzył czyjeś mieszkanie. Zadzieramy głowy do góry i… w tym momencie Mania jak nie wrzaśnie. „To nasze mieszkanie, ratujcie Marianka”.
Jakżeśmy szybko wybiegli z mieszkania Alego, to jeszcze szybciej popedałowaliśmy na drugie piętro. Po drodze straciłam jednego kapcia, pal licho… Marianek ważniejszy. W skarpecie i tak była dziura (zabyłam ją zaszyć) to pójdą w kosz. Ali gnał z butelczyną w łapie, po kiego czorta to nie wiem, pewnikiem jako broń ręczna na tego Niemca. Czesio skrzeczał: „ubij gada, ubij gada”. Bigbenka w trakcie zawieruchy podarła spódnicę, która odsłoniła jej korpulentne uda i kolorowe barchany, co to je zimą dla zdrowotności nosiła, Cygana wcześniej zrzuciła bambosze, to teraz gnała boso, piętami uderzając w zgrabny tyłeczek. Tylko Czarodziej kroczył spokojnie mamrocząc… „pierdykło, to drugi raz nie łupnie… po co ten rajwach”?
Na drugim piętrze drzwi do mieszkania Marianka wyrwane z zawiasów, on sam wyłazi z kłębów dymu, z osmolonymi włosami, z jednym rękawem przy dresiku, wsparty na ramieniu Bogusia i płaczącym głosem: „aparaturę wujka szlaq trafił”. W Manię chyba piorun trzasnął. Zdjęła kapcia i nuże okładać nim biednego, ledwie co wyrwanego ze szponów śmierci Marianka. Pewnikiem by go zatłukła, ale zjawił się nasz dzielnicowy z pomagierami i wyprowadzili chłopów jak najgorszych zbirów. I za co?
Za to że znudziło im się jeździć na wieś i w stodole wujka pędzić bimber? Jak się później okazało, Marianek miał już dość jeżdżenia furmanką śwagra i razem z Bogusiem wykorzystali czas, gdy Mania zafascynowana opowieściami Czarodzieja wybyła z mieszkania, przywieźli cały sprzęt i nuże… wzięli się za uzupełnienie zajzajeru, który trzymali u Alego. Teraz już wiem co było w tej szklaneczce, że mi oczęta na wierzch wyszły.
Ale wracając do całej tej zawieruchy… Marianek z Bogusiem ustawili sprzęt w pokoju, gdzie dawniej Marianek trzymał wszelakie dobro znalezione przy śmietnikach, a którego to Mania kategorycznie kazała się wyzbyć. Jako że pokój mało był wykorzystywany, chłopy postanowili go zagospodarować. Razem ze śwagrem przytachali część spadku po wujku Marianka, co to bezużytecznie marniał w stodole i dalejże. Sprzęt jest, trza go uruchomić. Okazja sama się pchała w łapy… Mania żądna sensacji poleciała wysłuchać opowieści Czarodzieja, a w tym czasie chłopaki odpalili machinę. Coś tam bulgotało, nudne to było więc poleźli do kuchni po chmielik. I całe szczęście, że ich nie było w pokoju, bo ani chybi razem ze szkłem, poleciały by i szczątki pożal się Boże bimbrowników.
Ale to jeszcze nie koniec… Ne wiem jakim cudem, ale w try miga zjawiła się straż pożarna, policja i karetka pogotowia (a jak trza to się ich nie doprosi, by przyjechali) i wywieźli chłopaków na dołek. Co teraz to nie wiem… ale znów jesteśmy w szczecińskiej gazecie…. Sławna ta nasza Bagatelka się staje. Nie ma co.


Obrazek
:lol: :lol: :lol:
Awatar użytkownika
malgorzatas
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 58746
Na forum od: 16 lis 2013 14:16
Oddział NFZ: Wielkopolski
Staż sanatoryjny: 6

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: malgorzatas »

Obrazek

Brawo :kwiat: :kwiat: :kwiat: :kwiat:
Gość

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: Gość »

Niech mnie.... padłam po całodniowej pogoni, zaczęłam czytać hicior o Bursztynowej Komnacie, świeżym chlebem z masłem i ogórkiem się uraczyłam i mówię zajrzę sobie... barchany mam przed oczami i kilka innych rzeczy. :lol:
Słów mi brak, lubię takie słowne wygibasy.
Dziękuję, bardzo dziękuję i proszę o jeszcze. :kwiat:
Awatar użytkownika
BozenaMat
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 6172
Na forum od: 24 lip 2018 18:32
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 2

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: BozenaMat »

Dziękuję Dziewczyny...... :kwiat: :kwiat:
Jeszcze będzie :D Może..... niech tylko imprezy miną :D
Awatar użytkownika
malgorzatas
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 58746
Na forum od: 16 lis 2013 14:16
Oddział NFZ: Wielkopolski
Staż sanatoryjny: 6

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: malgorzatas »

Obrazek

Byłam i ślad zostawiłam :) Pozdrawiam Wszystkich mieszkańców :kwiat:
Gość

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: Gość »

Małgosiu świetne te zwierzaki... muszę szynszyla wrzucić, ale na początek rozkminić jak się zdjęcia wrzuca..😁 słonka Wam życzę no i weny, nie mogę się doczekać kolejnego odcinka.☺️
Awatar użytkownika
malgorzatas
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 58746
Na forum od: 16 lis 2013 14:16
Oddział NFZ: Wielkopolski
Staż sanatoryjny: 6

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: malgorzatas »

Obrazek

Maju :kwiat: nie wiem czy takiego osobnika masz ale to też szynszyl....i lokator :)
Awatar użytkownika
malgorzatas
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 58746
Na forum od: 16 lis 2013 14:16
Oddział NFZ: Wielkopolski
Staż sanatoryjny: 6

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: malgorzatas »

Pozdrawiam Kamienicę :)

Obrazek
Awatar użytkownika
BozenaMat
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 6172
Na forum od: 24 lip 2018 18:32
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 2

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: BozenaMat »

Od kilku dni chłopaki siedzą w pace. Ani chybi jeszcze z dzień i Mania zrobi taką rozpier…. że ruski miesiąc szczecińskie osiedle popamięta, o komisariacie nie wspominając. Minęłam ją raz na klatce schodowej, to z oczu jej mord wyzierał, aż odwinęłam się i truchcikiem popędziłam nazad. Kilka razy widziałam, jak z przepastną torbą, mogącą pomieścić całego cielca lazła na komisariat. Ani chybi łapówkę zanosiła, co by lubego wykupić ze szponów Władzy. Jakoś chyba Władza albo pazerna, albo łapówka licha, bo Marianka z Bogusiem jak nie było tak nie ma.
Sama byłam raz na komisariacie, by się dowiedzieć co i jak, ale dzielnicowy tylko dziwnie na mnie łypnął okiem i tylem się dowiedziała. Coś mi się to wszystko nie podoba… bo jak wlazłam na komisariat jakoweś dziwne dźwięki z okolic celi dochodziły. Ni to bełkot, ni to zawodzenie „góralu czy ci nie żal”. Cholerka… co się dzieje? Wszyscy chodzą skołowani, dzielnicowego tylko raz widziałam … tego raza na komisariacie to nie liczę, bo toć to jego miejsce pracy, to niby gdzie miał być. Raz tylko przemknął po osiedlu, ale jakoś tak zygzakiem… Hymmmm… ja to muszę obadać.

Dzień jakoś przeszedł, postanowiłam jutro wziąć sprawy w swoje ręce i dowiedzieć się co i jak. Nie zdążyłam. Wieczorem rozradowany Marianek z Bogusiem zjawili się na mojej urodzinowej imprezce. Jeszcze dzielnicowego z sobą przytachali…. trzymając Go pod boki, bo ledwie Władza lazła. Wszyscy jak jeden mąż byli w stanie…. wskazującym na spożycie. Bynajmniej nie kaszanki :D

I co się okazało? Wszystkiemu winna Mania i Mariankowy zajzajer. Otóż Mania wyzbierała wszystkie butelczyny, co to Marianek zdążył w stodole wujka napełnić przy poświacie księżyca i dalejże na komisariat. Wydawało się, że procentami wykupi chłopaków. I pewnikiem by wykupiła, gdyby Marianek nie zwąchał, co też Mania w tej przepastnej torbie nosi. A jak zwąchał, to kijami Go z komisariatu nie wygonili. Razem z dzielnicowym i pomagierami, przy udziale Bogusia, zaczęli opróżniać procentowe dobro. Dzielnicowy po spożyciu ani myślał pałą wyganiać Marianka, co tam… jeszcze dzielił się z aresztantami wałówką, co to od ślubnej na śniadanie dostawał. Pewnikiem by jeszcze z miesiąc kiblowali w pace, ale po primo. Mani skończyła się „wałówka”, nie było jak zapasów uzupełnić, bo wiadomo… aparatura poszła się bujać. Rozpirzyło ją w drobny mak i wyleciała przez okno. Sekundo…. Marianek zwąchał imprezkę u mnie i namówił dzielnicowego, co by dalsze płukanie gardła przeprowadzić u mnie. I tym to sposobem cała trójca zjawiła się w Bagatelce domagając się życiodajnego płynu. Coś mi się wydaje, że chłopakom się upiekło i dzielnicowy skasował całe zajście i ciepnął aktami w kosz.

W Manię znów pieron trzasnął i ani chybi Mariankowi by gnat przetrzepała, ale że dzielnicowy stał obok ślubnego, to kobita tylko zacisnęła pięści i wysyczała: „ja Ci jeszcze pokażę” i…. dołączyła do imprezki, która już całkiem fajnie się rozkręciła :D :D :D
Wszyscy poprzebierani (toć karnawał) za zwierzaki z Madagaskary pląsaliśmy w najlepsze, gdy Marianek dumnie wkroczył domagając się chmieliku. Tak jakby przez ostatnie dni był o suchym pysku. Dobre, nie ma co.
Popatrzyłam na Manię, nadal mord w jej oczach dojrzałam. Ani chybi przez najbliższe dni Marianek będzie koczował na mojej kanapie… Ciekawe kiedy Manii złość przejdzie? Oj ty losie.



Obrazek
ODPOWIEDZ