Z życia pewnej kamienicy :)

W tym miejscu możecie prezentować swoją twórczość niekoniecznie związaną z pobytem w sanatorium choć i taka mile widziana.
Regulamin forum
Proszę by każdy nowy wątek rozpoczynał się wierszem. Najlepiej by to był wiersz autora wątku, ewentualnie wiersz na temat sanatorium.
Uwaga! Jeśli wstawiacie czyjąś twórczość, pamiętajcie, że powinniście posiadać zgodę autora lub właściciela praw na publikację. To bardzo ważne.
Proszę też by nie tworzyć tu wątków, które bardziej pasują do działu "Na każdy temat". Niech ten dział będzie wyłącznie związany z twórczością sanatoryjnych poetów :)
Poza tym obowiązują wszystkie zasady z regulaminu ogólnego pisania postów na forum dostępnego tu http://www.forum.nasze-sanatorium.pl/vi ... p?f=2&t=10
Awatar użytkownika
GIENIA
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 14127
Na forum od: 18 maja 2016 10:12
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 15

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: GIENIA »

Małgosiu , Twój postawimy na szafce z lustrem , a mój na komodzie :lol: :lol:
Awatar użytkownika
malgorzatas
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 58743
Na forum od: 16 lis 2013 14:16
Oddział NFZ: Wielkopolski
Staż sanatoryjny: 6

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: malgorzatas »

No i sprawa załatwiona...jestem ZA :D :D
Awatar użytkownika
GIENIA
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 14127
Na forum od: 18 maja 2016 10:12
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 15

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: GIENIA »

A takimi przyozdobimy schody :D

ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
ANDY12345
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 14300
Na forum od: 26 maja 2018 11:42
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 3

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: ANDY12345 »

A na każdym pięterku żeby nóżki się nie zmęczyły punkt dopingowy :lol:

Obrazek

Obsługa już ćwiczy ;)
Awatar użytkownika
GIENIA
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 14127
Na forum od: 18 maja 2016 10:12
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 15

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: GIENIA »

Byle nie przesadzić ;)

Obrazek
Awatar użytkownika
Cygana
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 576
Na forum od: 18 lut 2018 00:29
Oddział NFZ: Wielkopolski
Staż sanatoryjny: 4

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: Cygana »

Dzieje się :D
Pozdrawiam :serce:
Awatar użytkownika
BozenaMat
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 6168
Na forum od: 24 lip 2018 18:32
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 2

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: BozenaMat »

Ech życie życie…. nawet tradycja kończy się tragedią

Cisza… cisza… i porobiło się. Od dwóch dni siedzę zamknięta w mieszkaniu… jak onegdaj, gdy chowałam się przed miłosnymi zakusami dozorcy i tylko dzięki Jureczkowi wyszłam do ludzi. Teraz to zagrożenie jest stokroć większe, ma gabaryty Mani i Marianka razem wziętych. A jak wiadomo 165 kilo Marianka plus nie mniejsze jestestwo Mani… oj zagrożenie wręcz jak 10-cio stopniowe trzęsienie ziemi, mierzone w skali Richtera.
A wszystko przez tradycję bożonarodzeniową. Bądź tu człeku patriotą i kultywuj tradycję, to jeszcze dostanie Ci się jak wołu batem przez zadek. Ech życie, życie… gdzie tu sprawiedliwość?

Wszystko zaczęło się tak uroczo. Jak wiecie, co roku - tak z tydzień przed świętami - piekę pierniczki. Tradycja z dziada pradziada…. ba z babki prababki też. Nawet powiem więcej. Tradycja będąca w mojej rodzinie jeszcze z czasów chłopa pańszczyźnianego, kiedy to ciotuchna prababka będąc kucharką u jaśnie państwa (tacy oni jaśnie byli, jak nie przymierzając ze mnie diva operowa, co to nawet wlazł kotek na płotek potrafię tak zaśpiewać, że wszelkie żule spod garaży uciekają kręcąc z niesmakiem głowami)…. wypiekała owe pierniki na święta Narodzenia Pańskiego. Kto ciotuchnie dał przepis, to nikt w rodzinie tego nie obczaił, ważne że przepis był i na pożółkłej kartce z pokolenia na pokolenie przechodził. Śmiem sądzić, że to sama ciotuchna to dodając, to ujmując jakiś tam składnik, doszła do ostatecznego przepisu i nadmienię, że pierniczki wedle niego wychodzą rewelacyjne. Pieczone tydzień przed świętami, do świąt stają się cymesik… :D

W dobie Internetu skopiowałam ten przepis na pendriva i umieściłam w rodowej szkatułce, gdzie to każdy z rodziny coś tam sentymentalnego wkładał. Czego to tam nie było… a to medal pradziadka, który dostał za udział w osławionej bitwie, co to teraz nazywają Cudem nad Wisłą…. A to wuja czerwona książeczka ze złotym napisem PZPR, co ją ciepnął do kosza wiadomego dnia… znaczy się 13 grudnia. Kuzynka książeczkę wyłowiła, gmerając między obierkami z ziemniaków i schowała dla potomnych….. A to matuli kartki na mięso, których nie mogła wykupić, bo coś tam, ktoś tam, gdzieś tam jej w tym przeszkodził. Było tam jeszcze sporo papierzysków, jakiegoś złomu…. itp. Najfajniejsze (jak dla mnie) to były karteczki ciotuchny ze strony mamy, które wkładała (oczywiście ciotuchna, a nie moja mama) do szkatułki, wracając z zagranicznej podróży. A podróżowała wiele… oj wiele. Nazywana nawet była „powsinogą”, ale jak to niewiasty z naszej rodziny… wszelkie opinie miała serdecznie gdzieś. Tak więc ciotuchna będąc maniaczką książek (teraz już wiem po kim to mam), a szczególnie fanką „Małego Księcia” przywoziła z każdej takiej podróży ową książeczkę. Miała tych wydań „Małego Księcia” chyba z kilkanaście… jak nie więcej. A że szkatułka swą pojemność miała ograniczoną, to ciotuchna zamiast książeczek wkładała tam karteczki z fragmentem z książki. I to nie byle jakim fragmentem…. jednym szczególnym, pięknym:

Lis zamilkł i długo przypatrywał się Małemu Księciu.
- Proszę cię... oswój mnie - powiedział.
- Bardzo chętnie - odpowiedział Mały Książę - lecz nie mam dużo czasu. Muszę znaleźć przyjaciół i nauczyć się wielu rzeczy.

- Poznaje się tylko to, co sie oswoi - powiedził lis. - Ludzie mają zbyt mało czasu, abu cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół. Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!

Powrócił do lisa.
- Żegnaj - powiedział.
- Żegnaj - odpowiedział lis. - A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
- Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.


I z każdego zdobytego wydania „Małego Księcia” cioteczka umieszczała karteczkę z tym właśnie fragmentem. Najbardziej popularnym tekstem, był fragment po angielsku:

The fox gazed at the little prince, for a long time.
"Please-- tame me!" he said.
"I want to, very much," the little prince replied. "But I have not much time. I have friends to discover, and a great many things to understand."

"One only understands the things that one tames," said the fox. "Men have no more time to understand anything. They buy things all ready made at the shops. But there is no shop anywhere where one can buy friendship, and so men have no friends any more. If you want a friend, tame me..."

And he went back to meet the fox.
"Goodbye," he said.
"Goodbye," said the fox. "And now here is my secret, a very simple secret: It is only with the heart that one can see rightly; what is essential is invisible to the eye."
"What is essential is invisible to the eye," the little prince repeated, so that he would be sure to remember.



Natomiast mnie najbardziej śmieszył tekst po czesku:


Liška umlkla a dlouho se dívala na malého prince.
- Ochoč si mě, prosím! - řekla.
- Velmi rád - odvětil malý princ, - ale nemám moc času. Musím objevit přátele a poznat spoustu věcí.

- Známe jen ty věci, které si ochočíme - řekla liška. - Lidé už nemají čas, aby něco poznávali. Kupují u obchodníku věci úplně hotové. Ale poněvadž přátelé nejsou na prodej, nemají přátel. Chceš-li přítele, ochoč si mě!

A vrátil se k lišce.
- Sbohem... - řekl.
- Sbohem - řekla liška. - Tady je to mé tajemství, úplně prostinké: správně vidíme jen srdcem. Co je důležité, je očím neviditelné.
- Co je důležité, je očím neviditelné - opakoval malý princ, aby si to zapamatoval.



Z ciekawości kiedyś poprzeglądałam te karteczki, to było ich z kilkanaście z podobnym tekstem, w różnych językach świata. Znalazłam nawet tekst w języku esperanto. O tureckim czy baskijskim nie wspomnę. Tak to ciotuchna zaznaczała, jaki kraj odwiedziła.

No i na koniec włożyłam tam niedawno pendriva z przepisem na pierniczki, by zachować przepis dla potomnych. Przecie to skarb, będący w naszej rodzinie od wieków, który stał się bardziej cenny, niż monstrancja wyniesiona przez wikarego, gdy przez nieuwagę zaprószono ogień w naszym osiedlowym kościele. Monstrancję uratowano, ale sutanna wikarego była się pożal ty Boże. Na Wielkanoc cała kamienica składała się na nową, bo aż wstyd było, by w takiej z powypalanymi dziurami wikary łaził po osiedlu. Niby Jadzieńka pocerowała co się dało, ale i tak wstyd było patrzeć… jakby nie było prawie że na mieszkańca Bagatelki, bo wikary tak się z nami zakumplował, że do Marianka przychodził na mały chmielik, a do Jadzieńki na duże zdrowaśki. I tym sposobem i wilk był syty i owca cała :D



CDN.......... ;)
Awatar użytkownika
BozenaMat
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 6168
Na forum od: 24 lip 2018 18:32
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 2

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: BozenaMat »

Wracając więc do pieczenia owych pierniczków. Jak co roku zakasałam rękawy, założyłam na t-shercik z Myszką Miki fartuszek i umorusana mąką, z radosnym błyskiem w oku upiekłam pokaźne pudło tych łakoci. I pech chciał, że zapach korzeni obudził drzemiącą po obiedzie Manię. Trzeba oddać, że podczas pieczenia zapach cynamonu, goździków i inszych przypraw unosił się po całej Bagatelce….. powiem więcej… snuł się po osiedlu drażniąc nożdża i łechcąc podniebienia. A że co poniektórzy robią sobie miejsce na świąteczne specjały, dietki różnorakie poszły w ruch, to ten zapach działał wręcz jak płachta na byka. Dotarł do Mani i… wywabił wyposzczoną niewiastę z mieszkania. Węsząc nosem, jak warchlak szukający trufelków, podążała schodek za schodkiem, aż znalazła się przy moim mieszkaniu. Zaaferowana pieczeniem, podśpiewując łokrutnie fałszywie „Jingle Bells”, nie usłyszałam pukania do drzwi, ani nawoływania czy ktoś jest w domu. Nawoływać jak słychać moje zawodzenie, to trochę dziwne, jak sobie teraz o tym pomyślę, to Manię chyba ten zapach całkiem otumanił, bo po pierwsze… słychać było moje pieśniackie zawodzenie, słychać było szuranie blaszkami w piekarniki, czuć było zapach pierniczków… to po licho pytać czy ktoś jest?? Się wie, że w mieszkaniu ktoś jest… proste jak konstrukcja cepa.

Mimo braku zaproszenia Mania i tak wlazła do mnie. Zaaferowana wyciąganiem ostatniej blaszki z piekarnika nie zauważyłam kobity, choć Manię trudno nie zauważyć. Gabarytowo upodobniła się do Marianka i gdziekolwiek się pojawiała, to pierwsze co rzucały się w oczy jej baaardzo „niebieskie oczy”. Matulu… przytulić się do takiego biustu, to pewnikiem niejeden męski mieszkaniec Bagatelki wzdychał nocami (dniami też)…. Mani biust jednak prawem zaobrączkowania przynależał do Marianka i co najwyżej męska populacja kamienicy mogła se tylko cichaczem powzdychać i pogadać o nim….. przy piwku pod osiedlowymi garażami. I to tylko wtedy, gdy w pobliżu nie było małżonka Mani, czyli naszego Marianka.

Tak więc mimo gabarytów nie zauważyłam Mani… ta poczłapała do pudła, które stało na szafce, zapuściła do niego żurawia…… i trzymana od 2 tygodni dieta dała o sobie znać. Mania dostała takiego ślinotoku, że na nic stały się postanowienia, wyrzeczenia… łapnęła pierniczka i bym tego nie zauważyła czym prędzej wsunęła go do buziuni i………. traaaaaach. Chciała ugryźć, a tu masz. Jak trzasnęło…. ząb trafił na kamień i jedyneczka poszła się pięknie bujać. Bidula nie wiedziała, że moje osławione pierniczki muszą tydzień poleżeć, nim z twardych jak kamień staną się mięciutkie.
Wrzask Mani rozległ się jak syrena okrętowa, mnie wyleciała z rąk blaszka, co tom ją wyjmowała z piekarnika, o mało na zawał nie zeszłam z tego piknego świata, a po chwili pół kamienicy wpakowało mi się do mieszkania, z zaciekawieniem pytając, kto to też naszej Mani krzywdę zrobił, że wyje jak wyjtus pospolijtus. Ja i krzywda??….. no litości ludziska. Bardziej przyjaznej człekom osoby to nie uświadczysz. No może tylko Jureczek, co to ostatnio nawet najlepszą koszulę oddał Bogusiowi, gdy ten znów miał sprawę w sądzie. Wprawdzie koszula szczęścia Bogusiowi nie przyniosła i na te święta chłopina ponownie zamieszka w „hotelu”, ale szczodre serce Jureczka dało o sobie znać.

Co się później działo, gdzie Marianek z Manią jeździli, ile kasiory wydali na ratowanie złamanego zęba, to ja już nie wiem. Zamknęłam się w mieszkaniu i tylko dziewczyny po cichu donosiły mi zakupy, bo wyjść się bałam, że Mania w przypływie jakiejś furii wykole mi oczęta, albo inszą krzywdę zrobi. Jeszcze dziś siedzę zamknięta na cztery spusty… ale chyba czas mi zdobyć się na odwagę i ruszyć za jakąś choinką, bo w tym roku Florci już nie ma i kto nam choinki załatwi?

Ale sami powiedzcie. Co ja winna? Czy to moja wina, że Mania w swym łakomstwie nie baczyła co wkłada do buzi?? I że to co włożyła, zgoła na ten czas jadalnym nie było??
Zawsze mówiłam…… oj życie życie. Ależ ty dajesz po d…… :D :D :D
Awatar użytkownika
malgorzatas
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 58743
Na forum od: 16 lis 2013 14:16
Oddział NFZ: Wielkopolski
Staż sanatoryjny: 6

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: malgorzatas »

Zapach pierników i krzyk Mani ;) po utracie zęba nawet mnie obudził :lol:
Miłego Dnia :kwiat:
Awatar użytkownika
ANDY12345
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 14300
Na forum od: 26 maja 2018 11:42
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 3

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

Post autor: ANDY12345 »

Oj to Gosiu masz bardzo lekki sen, bo ja nic nie słyszałem tylko zapach pierniczków mnie ululał :) , ja dopiero za półtora będę piernikował :P :lol: ... nie potrzebują odleżyn :lol: , miłego Domownicy :)
ODPOWIEDZ