Strona 3 z 261

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

: 17 lis 2018 19:17
autor: ANDY12345
A czy w dzień świąteczny też będzie lektura ? :roll:

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

: 17 lis 2018 19:23
autor: BozenaMat
Na dzień dzisiejszy nie mam takiego tekstu, ale............ może :roll:
Jak wena najdzie :D

Opowieści o Marianku zostały lata temu zakończone, ale może warto do nich wrócić? :roll: W sumie już hasło rzuciłeś...... święta w kamienicy...... :D Teraz tylko czekać na wenę :D

PS. Świąteczny to jutrzejsza niedziela czy Święta BN??

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

: 17 lis 2018 19:31
autor: ANDY12345
Swiąteczny to każdy dzień w którym nie idzie się do pracy oprócz wolnych sobót :lol: :lol: :lol: chodzi mi o niedziele i święta tzw czerwone dni w kalendarzu.

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

: 17 lis 2018 19:34
autor: malgorzatas
Nadrabiam zaległości. ..dawno nie czytałam ;) :)
Pozdrawiam :kwiat:

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

: 17 lis 2018 19:48
autor: ANDY12345
Przyjdą święta będzie dużo czasu chyba że w pewnej kamienicy...... :lol:

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

: 17 lis 2018 20:28
autor: BozenaMat
Dziękuję Małgosiu za odwiedziny :kwiat:

ANDY .......... w tej kamienicy nigdy nic nie jest pewne :D W sumie poddałeś myśl......... święta z Mariankiem :lol: :lol:

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

: 17 lis 2018 20:59
autor: ANDY12345
I z wstawionym Karpikiem który wprowadził się na święta

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

: 17 lis 2018 21:04
autor: BozenaMat
Czekaj, czekaj............. Ty masz dobre pomysły. Bierz się ANDY za pisanie i wstawisz świąteczny tekst o Marianku :D

Właśnie w ten sposób pisaliśmy te opowiadanka. Ktoś coś napisał, inna osoba wstawiła nowy tekst i..... opowieść się snuła :)

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

: 17 lis 2018 22:07
autor: ANDY12345
:lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: nawet z muzycznego miałem dostateczny, wyłamywałem się tylko z WF :shock:

Re: Z życia pewnej kamienicy :)

: 18 lis 2018 10:33
autor: BozenaMat
OK, to nawet świątecznie wstawię :D Chciałeś ANDY to........... proszę :D


Mariankowy sposób na odchudzanie

Jureczek wszedł z garnkiem, z którego wydobywały się smakowite zapachy. Tak to nęciło, że nie zważając, co tam też może się znajdować i to, że pora na sąsiedzkie wizyty była ciut zbyt późna, porosiłam sąsiada do mieszkania. Co mi tam plotki. I tak cała kamienica huczy od nich, a po moim występie, podczas którego zademonstrowałam kunszt karate, wprost nie mogę się opędzić od ciekawskich, którzy pragną na własne uszy usłyszeć o tym wyczynie. A niech wszyscy dadzą mi spokój. Czy ja jestem gwiazda filmowa, by udzielać wywiadów?

Choć właściwie kiedyś tam…(w mojej młodości) grałam pewną rolę. Nawet to była duża rola i trzeba było do niej porządnie się przygotować. Mówiąc duża rola mam na myśli gabaryty, gdyż grałam pokaźnych rozmiarów kobietkę. Pokaźnych, to znaczy przekroczyłam 100 kg wagi. Ileż musiano napracować się, by z moich skromnych wymiarów wyszło takie coś, to nawet nie wspomnę. A tytuł filmu…… już nie pamiętam tytułu, bo reżyser był bardzo niezdecydowany i co rusz zmieniał tytuł… a zmiana następowała po tym, jak poszczególni aktorzy rezygnowali i trzeba było zmieniać scenariusz. Dlatego pisano ciągle nowy tytuł i w tym zamieszaniu nikt tak naprawdę nie wiedział, w jakim my filmie gramy.
Wiem tylko, że to była opowieść o wstrętnej i pazernej babie, która chcąc wykończyć swego dobrotliwego męża, po cichutku dolewała mu do jego ulubionego piwa jakąś miksturę. Nim facet zszedł z tego świata finanse na kręcenie filmu drastycznie stopniały….. chyba reżyser coś musiał w tym maczać swe upierścione paluszki (a feeee, by chłop naubierał tyle kosztowności na swe łapki, a dama miała jedną, malutką obrączkę), bo nie wierzę, by z dnia na dzień znikło ileś tam tysiaków. A kwota była niemała…. Sama widziałam plik (dość pokaźny) szeleszczących banknocików. Tak więc film nie został ukończony, ale ja brałam w nim udział i mogę powiedzieć, że w jakiś sposób byłam gwiazdą.

No i wszedł Jureczek z dymiącym garem i nim zamknęłam za nim drzwi, ktoś po cichutku…. o ile 135 kilo Mariankowej wagi może szybko i cicho wejść…. wtargnęło do mojego mieszkanka. A jak Marianek pojawił się, to już gar od razu powędrował w jago ręce i zaczęło się. Mój żołądek, pozbawiony od paru dni ciepłej strawy wydał odgłos pędzącego ekspresu, co jechał po zdewastowanym torze kolejowym. Słysząc to Jureczek jakoś dziwnie popatrzył na mnie, a ja udałam, że coś tam w moim telewizorku… tym co od dwóch dni jest zepsuty…. zaczęło rzęzić. I z dumnie podniesioną głową pomaszerowałam do kuchni, po drodze odbierając Marianowi ów gar. Marianek zaś popatrzył na mnie wzrokiem zranionej łani…. i chyba nie dowierzał, że równo rozdzielę smakowity gulasz, bo nie odstąpił mnie na krok. Chciałam zabronić mu wstępu do mojego królestwa, ale gdzie tam. Masa Marianka parła za mną i nie było ludzkiej…. czyli mojej siły, by go powstrzymać. No cóż. Musiałam ustąpić i wpuścić chłopa do kuchni. I tu nastał cud....... Wymiotło Marianka, gdy popatrzył ciekawie na to, co znalazło się przed jego oczami… Stanął jak żona Lotta… i zrobił zwrot o 180 stopni. Teraz to dopiero się zacznie. Cała kamienica dowie się o moim skrzętnie skrywanym sekrecie. Nie zdążyłam zatrzymać Marianka ani Jureczka. Obaj szybko wybiegli z mojego mieszkania. Słyszałam jedynie…. Ta kobieta to szatan… to demon… to …. Ja się w niej zakocham. No tego tom się nie spodziewała….. Coś podobnego….. i to z ust naszego Marianka, który na pierwszym miejscu cenił piwo, dobre jedzenie i mamusię, która mu gotowała. ....

PS….... Sprawa dezercji Marianka z mojej kuchni szybko się wyjaśniła. Gdy chłopina wybiegł na klatkę schodową, pierwsza osobą, którą spotkał była Pani Jadzieńka, a jak wiadomo jest to osoba nader chętna, by wszelkimi wiadomościami dzielić się z całym osiedlem, baaaa…. całym miastem. Dlatego też z ust Pani Jadzienki otrzymałam szczegółową relację, dlaczegóż to Marianek tak szybko ulotnił się z mojego mieszkania.
Otóż gdy Marianek chybcikiem zajrzał do kuchni, został porażony przerażającym widokiem dwóch desek do krojenia wymazanych kolorowo i podziurawionych przypadkowymi rzutami noża. W pierwszym momencie zadziałał instynkt - niebezpieczne narzędzie - opętana baba - zagrożenie - wiać, gdzie pieprz rośnie... Ponieważ jednak Marianek nie wiedział, gdzie rośnie ten pieprz, szybko dał się dogonić biegnącemu za nim panu Jureczkowi. Później… dużo później wszyscy się dowiedzieli, że owe deski służyły mi jako tarcza, gdy ćwiczyłam rzuty nożem (takie tam zajęcie sportowe - przerywnik w trakcie doskonalenia karate). A że celność nie była moją mocną stroną, nie tylko deski miały ślady po nożach, ale i ściana wokół nich. Tak to poraziło Marianka, że czmychnął w te pędy i przez długi czas omijał mnie szerokim łukiem, co wyszło Mu na dobre…… uzbierał kilometry i przez to stracił 2 kilo ze swych słusznych kilogramów…….. :D


CDN................ chyba ................ :roll: