Kiedyś było fajnie? Pamiętam...Wracam...Wspominam...

Tu można inicjować tematy niemieszczące się w zakresie innych kategorii.
forumowicz

Kiedyś było fajnie? Pamiętam...Wracam...Wspominam...

Post autor: forumowicz »

A może Powróćmy z nostalgią do lat minionych. Na wesoło i nie tylko.
Lubimy to bardzo. Wszyscy mamy wiele wspomnień z życia. Lepszych i gorszych.
Nie koniecznie głębokich zwierzeń, bo nie o to chodzi.
Chodzi by wróciła magia lat minionych, często były to chwile, które zapoczątkowały coś nowego w Naszym życiu.
Czego nie zapomnę nigdy.
Ja będąc małym dzieckiem, na wsi pamiętam Pięknego Koguta, dostojnego ale nie lubił jak mu ktoś wchodził w drogę.
A że byłem niewiele większy od niego, poszedł na pełną konfrontację.
Przegrałem sromotnie, bitwę, okaleczony, szwy nie były konieczne :)
Ale smak rosołu w Niedzielny obiad pamiętam do dziś. I pamiątka po dziś dzień. :D
Ot taka historyjka z życia.
Pozdrawiam.
Awatar użytkownika
Dzia_dek
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 3431
Na forum od: 26 cze 2013 07:55

Re: Kiedyś było fajnie? Pamiętam...Wracam...Wspominam...

Post autor: Dzia_dek »

My urodzeni w latach 50 – 60 – 70 – tych ubiegłego wieku wszyscy byliśmy wychowani przez rodziców patologicznych.
Na szczęście nasi „starzy” nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi.
W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się
na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągała i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy
bawić się na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili
się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy uczyć się od zerówki.

Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi "walczyła" babcia. Do walki z grypą
służył czosnek, miód , spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Z resztą lekarz u nas nie bywał,
zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do "wariatkowa" za smarowanie dzieci
spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się, że zje
nas wilk, zarazimy się wścieklizną lub zaginiemy. Skoro tam doszliśmy, to i wrócimy.

Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął. Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem,
zawsze przyśpieszał na zakrętach. Czasem sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał chociaż wszyscy trochę
baliśmy się. Dorośli "nie wiedzieli" do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog
nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzeba
było opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami - bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał
i nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer udając 'szanowne państwo" z pudelkiem. Ojciec
powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt
nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.

Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub "tam" nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście
nikt nie mył rak po tej czynności. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal
kazali się jej kłaniać, mówić dzień dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić dzień dobry, a każdy dorosły miał
prawo na nas to dzień dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał gdy powykrzywiały nam się gęby.
Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie. Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys ....
Nikt nas nie odprowadzał do szkoły. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie "łomot".

Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, "Akron"
z apteki, gumy "Donaldy", chleb z masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania (oczywiście bez rozpuszczania), kredę
trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bób, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, kartofle z ogniska i podpłomyki, plastry słoniny,
kwasiory/szczaw, surowe jajka, kogel mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił dwie szklanki mleka
i przykładał sobie zimną patelnię.

Ojciec za pomocą gwoździa pokazał co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasem mogliśmy jeździć w bagażniku starego
fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, aby siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte
owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu, za śmietnikiem żeby mama
nie widziała, lizaliśmy zaparowany szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci
do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii. Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt
się nie bawił z opiekunką. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę,
w noża (oj krew się lała), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu albo na odległość, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak
nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała
ranę szczoteczką do zębów, przyklejała plaster i tyle. Nikt nie umarł.

W wannie kąpało się całe rodzeństwo, na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na
ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad
do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi wolność była naszą własnością. Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie
ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego - codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie
wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie
odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.

Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy
"dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów
zabaw. Wtedy nam się wydawało, że nam wszystkiego zabraniają. Przeżyliśmy.
Takie też było i moje dzieciństwo.
Obrazek
Awatar użytkownika
Atina
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 11636
Na forum od: 19 sie 2011 09:29
Oddział NFZ: Pomorski

Re: Kiedyś było fajnie? Pamiętam...Wracam...Wspominam...

Post autor: Atina »

Dziadku cała prawda o nas :D :lol: :) 8-)
Dziś z obserwacji zawodowej i prywatnej... bogate biedne dzieci :?
Awatar użytkownika
malgorzatas
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 58746
Na forum od: 16 lis 2013 14:16
Oddział NFZ: Wielkopolski
Staż sanatoryjny: 6

Re: Kiedyś było fajnie? Pamiętam...Wracam...Wspominam...

Post autor: malgorzatas »

Moje też było takie dzieciństwo :D :serce:
Fajnie wracać do tych chwil.....
forumowicz

Re: Kiedyś było fajnie? Pamiętam...Wracam...Wspominam...

Post autor: forumowicz »

Chociaż jestem troszkę młodsza, też pamiętam....podwórko od rana do nocy, w biegu wypitą wodę z syfonu, kromkę chleba z wodą i cukrem, oczywiście niemytymi rękami. Pamiętam rzędy kiełbas, boczków, kaszanek , zapach wędzarni...Pamiętam udawane zabawy w sklep w którym były wszystkie niedostępne rarytasy. Pamiętam spódnicę rozdartą na płocie i smak szabrowanych czereśni. Rozbite kolana polewane jodyną. Smak pierwszego banana i oranżady z woreczka. Przejażdzkę syrenką sąsiada bo auta nie mieliśmy. Radość z chińskich kredek świecowych. Smak kwaśnych papierowek zjadanych kilogramami i smak krwi z oderwanego od zamarzniętej furtki języka. Było biednie ale wesoło. Jedyne co bym zmieniła to zapach papierosów i to, że wszyscy palili przy mnie. Patrzę na moje dziecko wpatrzone w smartfona, wiecznie niezadowolone obecnie i smutek mnie dopada. I nostalgia. 🙁
Dziadku , fantastycznie napisane, dziękuję.
Darku , do twarzy Ci z tą pamiątką po kogucie. 😉
zbiibri
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 367
Na forum od: 06 lut 2012 18:53
Oddział NFZ: Śląski
Staż sanatoryjny: 3

Re: Kiedyś było fajnie? Pamiętam...Wracam...Wspominam...

Post autor: zbiibri »

Mi brakuje tej serdeczności :serce:
,kiedyś nie było telefonów ale jak się do kogoś przyszło to każdy dawał na stół co miał a zazwyczaj był to chleb ze smalcem albo mielonką i było miło .A teraz trzeba zadzwonić i się umówić i nie ma już tej serdeczności chociaż lodówka pełna mam wrażenie że ludzie oddali się od siebie i coraz rzadziej się odwiedzają :cry: :cry:
forumowicz

Re: Kiedyś było fajnie? Pamiętam...Wracam...Wspominam...

Post autor: forumowicz »

Witam :D
Już dawno nie czytałem tak fajnego tekstu ,Dziękuję Dziadku :D :kwiat: :kwiat: :kwiat:
A przed oczami dzieciństwo właśnie pod "patronatem "Babci :serce: Przeżyła 96 lat i z tego co pamiętam można by na palcach jednej ręki policzyć Jej kontakt z lekarzami .Mógłbym bez zmrużenia oka powiedzieć że była taką Wiedzmą -Czarownicą ,w kuchni w przeróżnych naczyniach i słoikach było wszystko co potrzebne dla poprawy zdrowia 8-) Bardzo wiele Jej zawdzięczam ,chociaż nie cierpiałem gdy padały słowa -jedziemy na działkę - a tam 400 krzaków porzeczek -do dziś mnie trzepie :lol: :lol: :lol:
Takich wspomnień każdy ma wiele ,ważne że przywołujemy je z radością i szacunkiem dla Tych co nas wychowali :serce:
Przypominam sobie także wczasy z rodzicami ,parę razy organizowanymi przez zakład pracy pod namiotami .Plac oświetlony ledwie paroma lampami ,a my z latarkami buszowaliśmy do pożnej pory ,nikt się nie przejmował ,choć na pewno rodzice zawsze się troszkę niepokoili .Parę lat pózniej w młodym wieku wyprawy w góry ,plecak śpiwór i spanie na podłogach w schronisku lub na sianie u jakiegoś gospodarza .
Wiadomo z czasem przestawiliśmy się na wygody ,żeby gdzieś wyjechać szukamy pokoju z łazienką ,telewizorem ,lodówką ,dostępem do internetu itp .
Oczywiście sanatoria to trochę inny temat ,tutaj powinno być zachowane jakieś minimum standardu ,ale czasem chyba pojawia się przesada w oczekiwaniach :roll:
Florka wspomniała o dziecku wpatrzonym w smartfona :( nie zatrzymamy tego ,przeraża nas to czasem ,ale też dostosowujemy się do tego i także korzystamy z tych osiągnięć techniki ,chyba nie da się już inaczej :roll:
A przecież gdy byliśmy na wczasach ,koloniach ,obozach wystarczyło wysłać widokówkę ,która czasem przychodziła już po naszym powrocie :lol: :lol:
Wspominamy nasze dzieciństwo z sentymentem i uśmiechem ,może nasze dzieci i wnuki także będą tak za kilkadziesiąt lat wspominać swoją młodość i próbować dogonić to co Ich tam czeka :)
p-siak
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 1709
Na forum od: 04 cze 2013 20:36

Re: Kiedyś było fajnie? Pamiętam...Wracam...Wspominam...

Post autor: p-siak »

Dzięki za wspomnienia,przeżyłem prawie te wszystkie sytuacje.Jeszcze wspominam
jak w latach 70-tych po wędlinę jechało się 140 km do Warszawy.Zapomniałem jaką ksywę miał ten pociąg.U mnie zbierało się truskawki i ogórki.Pozdrawiam
Awatar użytkownika
Felice
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 20160
Na forum od: 09 sty 2011 10:42
Oddział NFZ: Mazowiecki
Staż sanatoryjny: 0

Re: Kiedyś było fajnie? Pamiętam...Wracam...Wspominam...

Post autor: Felice »

Kiedyś było fajnie?
Było fajnie i czasem nieco mniej....
Cudna była wolność,która towarzyszyła mojemu dzieciństwu. Szybciej dorastaliśmy bo dużo wcześniej pozwalano nam na podejmowanie decyzji dotyczących codzienności.
Mniej piękne były kolejki po żywność,zdobywanie cudem artykułów niezbędnych do życia,kiepska komunikacja i gorszy dostęp do kultury.
Co pamiętam najbardziej i do czego chętnie wracam wspomnieniami? Przede wszystkim do rodzinnych rozmów,wspólnego spędzania czasu,do codziennego czytania książek przez mamę,do celebrowania posiłków i ogólnie do spędzania czasu razem.
mary jo
Super Kuracjusz
Super Kuracjusz
Posty: 2409
Na forum od: 13 mar 2015 22:05
Oddział NFZ: Małopolski
Staż sanatoryjny: 1

Re: Kiedyś było fajnie? Pamiętam...Wracam...Wspominam...

Post autor: mary jo »

Dziadku :) czytając Twój tekst uśmiechałam się coraz szerzej :D Dziękuję :kwiat:
To też moje wspomnienia.

Jeszcze moje dzieci wyjadały ziemniaki parowane w parowniku,dla świń. Przecież nikt ich nie obierał,a tym bardziej mył :lol: Przekonywały mnie,
że to najsmaczniejsze ziemniaki na świecie ;)
Mój syn mając 12 lat wyprosił samodzielny wyjazd do zaprzyjaźnionych gospodarzy w górach. Całe dnie spędzał w lesie,nad rzeką czy łażąc
po skałkach. Był przeszczęśliwy :D Dziś ma 33 lata i siedzi w tych górach na dobre. A ja się cieszę,że byłam " patologiczną " mamą.

Darku,dzięki za temat :) ja mam pamiątkę po wielkim,zardzewiałym gwoździu,na którym się zawiesiłam łażąc po drzewach. Ojciec koleżanki
chlusnął na ranę jakąś wódką i było po sprawie :lol: mamie przyznałam się chyba po roku.

Ech,wspomnienia :)
ODPOWIEDZ