A ja Darku zastanawiam się czy ten profesor zastanawiał się nad tym.
Będąc parokrotnie w sanatorium, na pierwszy rzut oka większość kuracjuszy nie wygląda na schorowanych. Dopiero rozmowa (jeśli chcą o tym mówić), czy bliższa obserwacja pozwala stwierdzić, że te "okazy zdrowia" wcale nimi nie są.
Ja wyjechałem do sanatorium. Wziąłem pod uwagę zarówno zagrożenia, jak i korzyści. Kuracja w sanatorium pozwala mi przez dość długi czas funkcjonować w miarę normalnie. Poza tym, to wypoczynek i oderwanie się od codzienności. Starałem się minimalizować ryzyko przez zachowanie reżimów sanitarnych. Mam taką możliwość, że nie musiałem korzystać z komunikacji publicznej.
Zagrożenie zawsze istnieje, ale sami możemy zadbać o to by je zminimalizować.
A teraz trochę z innej beczki.
Moja mama mając 81 lat złamała nogę tak paskudnie, że trzeba było wstawiać protezę biodra.
Lekarz przedstawił jej sytuację: operacja, po której w jej wieku może się nie obudzić, albo będzie do końca życia przykuta do łóżka zadana na pomoc rodziny. Widziałem, że nie było jej łatwo, ale zaryzykowała. Udało jej się jeszcze przeżyć parę lat, będąc w miarę samodzielną.