Kuracjusz - Ela Galoch

W tym miejscu możecie prezentować swoją twórczość niekoniecznie związaną z pobytem w sanatorium choć i taka mile widziana.
Regulamin forum
Proszę by każdy nowy wątek rozpoczynał się wierszem. Najlepiej by to był wiersz autora wątku, ewentualnie wiersz na temat sanatorium.
Uwaga! Jeśli wstawiacie czyjąś twórczość, pamiętajcie, że powinniście posiadać zgodę autora lub właściciela praw na publikację. To bardzo ważne.
Proszę też by nie tworzyć tu wątków, które bardziej pasują do działu "Na każdy temat". Niech ten dział będzie wyłącznie związany z twórczością sanatoryjnych poetów :)
Poza tym obowiązują wszystkie zasady z regulaminu ogólnego pisania postów na forum dostępnego tu http://www.forum.nasze-sanatorium.pl/vi ... p?f=2&t=10
sarna34
Pomocny Kuracjusz
Pomocny Kuracjusz
Posty: 89
Na forum od: 27 gru 2011 19:15

Kuracjusz - Ela Galoch

Post autor: sarna34 »

A tu jeszcze inny wiersz. Pisany oczyma mężczyzny, eleganckiego, przystojnego, stałego bywalca sanatoriów. Wiersz powstał po rozmowach z nim. Jest postacią autentyczną, ale nie mogę napisać, gdzie autorka, go spotkała i jakie miał imię. Zbyt duże powodzenie u kobiet wcale nie musi przynosić szczęście.

Ela Galoch
(Z tomiku „Po wszystkim”)


* * *


Zobacz, znudzona kuracjuszka
kupiła mi te wszystkie koszule, białe garnitury
za oficerską głowę męża, wykopaną z piasków Iraku,
jakby składała srebrniki, bym wreszcie coś zrobił
z wymyśloną żoną. O tej porze jej matka
już miała przymknięte okiennice.
Może - i ona - rozpłynie się wśród apokryficznej przypowieści,
abym bez gniewu mógł doglądać greckich aktów.
Chcę tylko patrzeć, od dotyku rośnie we mnie wieża Babel.
Jestem coraz bardziej chłodny, ale wciąż umiem rolę.
Dziewczyny jak przepiórki, jedzą mi z ręki,
chwytam je w zasadzki impresjonizmu.

Wystarczy rozwłóczyć sen wśród ruin Herkulanum,
a już usta zanurzają w gorącym soku z granatów:
wystarczyłby instynkt podwórzowego kota.
Rano - pościel i tak będzie obca, nasączona milionem
przesadnych karencji. Patrzę w ich lakierowane włosy
jak w niezrozumiałą przyszłość, ale odejść
jeszcze nie mam dokąd, chociaż zabrakło tej chwili,
w której wyuczone dzieła przynosiłyby ulgę.

Schowaj się przede mną w wołaniu drzew,
usiądź na skale, bym mógł chłonąć tylko kątem oka,
jakbyś od nowa powstawała z oceanicznego podmuchu.
Zmień się w jesień, co pod rozproszonymi barwami
skrywa wszystkie cuda świata.
Nie jestem ich głodny, ale prostych skojarzeń,
które mógłby rosnąć we mnie niczym starożytne okręty.
Dzban już nie udźwignie piwa, jakbym wreszcie pytał siebie:
czy jeszcze dotrę do brzegów Kanaan?
W samym środku morza stoi pustynny człowiek,
lecz dramat tej grząskiej wyobraźni,
nie jest twoim dramatem.
ODPOWIEDZ