jacky6 pisze:
Znalazłem w necie wersję elektroniczną ciekawej moim subiektywnym zdaniem książki o Lądku Zdroju czasu lat powojennych a raczej o życiu zwykłych ludzi – mieszkańców tego miasta.
Tytuł to „Czas ocalony” a pojawił się na półkach księgarskich w styczniu 2003 nakładem Centrum Kultury i Rekreacji w Lądku Zdroju.
Właściwie nie jest to klasyczna powieść ale zbiór relacji mieszkańców, którzy jako pierwsi poczęli zasiedlać miasto po przesunięciu się frontu w maju 1945 roku.
Czytając wiele z nich przenosiłem się myślowo do ciut co prawda późniejszych lat ale jednak mających pewien wspólny mianownik – atmosferę lat 50tych, 60-tych – które powoli zanikają a jeśli są odtwarzane to przez coraz bardziej „starzejących się”.
Sporo jest w spisanych relacjach opisów domostw, ulic, gospodarstw. Brak jednak ilustracji – fotografii.
Zabieram z sobą na zbliżającą się coraz szybszymi krokami kurację lądecką wydruk z owego zbioru. Myślę, by potraktować go jako swoich przewodnik po Lądku. Wybrane fragmenty będę chciał na miejscu skonfrontować z rzeczywistością, także z swoimi wyobrażeniami, które zaistniały podczas lektury.
Może uda mi się dopełnić ilustracji swoimi fotografiami ?
Ciekawi mnie, czy uda mi się spotkać jeśli nie głównych bohaterów owych relacji to chociaż osoby, które z nimi wrastały w te miejsca.
Tym razem przenoszę swoją relację do tego tematu.
Jest to okazja do zaprezentowania bodaj najbardziej ciekawych fragmentów owej książki.
Wybrana przeze mnie nowelka pokazuje w skondensowanej formie życie pierwszych mieszkańców tuż po wojnie.
A zatem - ciekawych tamtych czasów zapraszam...
Kamienica Nr 13.( odcinek pierwszy z trzech )
Zapis rozmowy z Adelą Żarek
W spotkaniu uczestniczyły także Halina i Krystyna, córki pani Adeli. Rozmowę zanotowały i opatrzyły
komentarzem Sabina i Joanna Jaworek, córki Haliny i wnuczki Adeli.
- Babciu, opowiedz nam o tym jak trafiłaś do Lądka i jak tu było po wojnie. Bierzemy udział w tworzeniu książki "Czas ocalony", która będzie zawierała wspomnienia pierwszych powojennych mieszkańców.
- Powiedz najpierw, skąd i w jaki sposób tu przybyłaś.
[ obrazek zewnętrzny ]
Znalazlem bardzo szybko ową kamienicę.
-Urodziłam się w 28 roku w Maleniskach na terenie obecnej Ukrainy, wtedy były to ziemie polskie.
W Maleniskach i okolicznych wsiach Polacy i Ukraińcy, Żydzi, a nawet Niemcy i Austriacy mieszkali razem.
Jak zaczęła się wojna się miałam 11 lat.
Problemy zaczęły się, kiedy Hitler obiecał Ukraińcom, że utworzy im ,,Ukrainę Samostijną'' jeśli wymordują Polaków mieszkających na tych ziemiach.
I zaczęli zabijać ludzi. Uciekliśmy w 43, tak jak staliśmy, bez niczego.
Podróż była straszna, widziałam okropne rzeczy, a byłam jeszcze mała.
Pamiętam wisielców na drzewach...
Pierwszym miejscem gdzie się osiedliliśmy był Tarnów, mieszkaliśmy tam w 44 i 45.
Dowiedzieliśmy się, że moja starsza siostra, Klima jest w Konradowie. Wyruszyliśmy więc do niej w 46 roku.
W ten sposób zawędrowałam na te tereny.
- Czym się zajmowałaś jak tu przybyłaś?
[ obrazek zewnętrzny ]
Podążyłem szybko w kierunku kamienicy mieniącej się kolorami.
Najpierw mieszkałam w Konradowie, razem z moją siostrą Klementyną, jej rodziną i naszą matką.
Tam pracowałam na gospodarce, wtedy innej pracy nie było. Tylko rolnicza.
Ludzie sprzedawali poniemieckie woły, krowy, świnie i z tego początkowo żyli - z tego co Niemcy wcześniej wyhodowali. Wszędzie tutaj były poniemieckie gospodarstwa i domy.
Niemcy zresztą wciąż tu jeszcze mieszkali, razem z nami.
A potem... Nie, nie można powiedzieć, że ich wypędzili.
Oni sami uciekali do Niemiec, chętnie wyjeżdżali, bo tam byli miedzy swymi, a tu często dochodziło do konfliktów.
Wiadomo, nie wszyscy Polacy znosili ich obecność.
Jak wyjeżdżali to starali się zabrać większość dobytku, ale sporo zostawało.
W Konradowie poznałam swojego przyszłego męża - Tadeusza Żarka.
Pobraliśmy się w 47., ślub kościelny wzięliśmy w lecie, a cywilny w grudniu.
A w 48. urodziła się wasza mama - Halina.
Mieliśmy wielką gospodarkę, 50 ha ziemi, a nasz las ciągnął się od Konradowa do Kątów.
Przed wyjściem za mąż nazywałaś się Adela Dittrich?
Tak, chociaż z moim nazwiskiem zawsze były problemy, różnie to pisali, raz zniemczali - wtedy pisali Dietrich,
innym razem zjadali "t", a to było austriackie nazwisko, dlatego należało pisać - Dittrich.
- W jaki sposób staliście się właścicielami tak dużego gospodarstwa? Te hektary można było sobie wziąć?
[ obrazek zewnętrzny ]
Nie odniosłem jednak wrażenia - spoglądając na świeżo odnowiony budynek i uchylone okna - żeby ten dom tętnił życiem.
- Tak wtedy to było, przyjeżdżało się i dostawało jakieś lokum, bo były puste gospodarstwa po Niemcach. Tadeusz przyjechał tu jako wojskowy i objął to co pozostało.
Ta gospodarka była zupełnie ograbiona, wszystko co pozostawili Niemcy zjedli lub zniszczyli Rosjanie.
Mąż znalazł na strychu troszkę zboża, zasiał, a ja zajmowałam się trzodą. W pewnym momencie miałam już 140 kur, 2 świnie, 16 indyków, krowę i konia...
Ale pewnego dnia sprzykrzyła się mojemu mężowi praca na roli i oddał gospodarkę.
Coś sobie umyślił i pojechał do Bystrzycy do Urzędu Miasta.
Tam przyjechał też rolnik, któremu się w nocy spaliła gospodarka, lamentował, żeby mu coś dali.
I mój mąż oddał mu nasze gospodarstwo.
Powiedział, że idzie do pracy, znalazł sobie posadę księgowego w GS w Stroniu.
Nowy gospodarz przyjechał już po dwóch dniach, a my musieliśmy się spakować i wyjechać.
- A mieliście gdzie mieszkać w Stroniu?
- Tak, mąż dostał od GS - u mieszkanie. Tam się przenieśliśmy. Byłam już w ciąży z drugą córką, Krystyną.
[ obrazek zewnętrzny ]
I zapewnie taka była droga na zachód...
Przesiedleńców ze wschodu.
c.d.n.