wielcy i zwykli ludzie kojarzeni z Lądkiem...

Fanklub Lądka-Zdrój dla kuracjuszy (i nie tylko) zainteresowanych i zauroczonych tą okolicą. Lądek i okolice, sanatoria, co warto zobaczyć, ciekawostki.
Awatar użytkownika
jacky6
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 7120
Na forum od: 05 mar 2014 14:39
Oddział NFZ: Śląski
Staż sanatoryjny: 5

wielcy i zwykli ludzie kojarzeni z Lądkiem...

Post autor: jacky6 »

[ obrazek zewnętrzny ]

jak pierwszy raz przyjechałem do Lądka to pokazywano mi ławkę w parku, na której siadywał Imć Jerzy...
pomijam jego sprawy osobiste...
zawsze mnie fascynował swoją wizją dziennikarsko - publicystyczną...
a pozostał w pamięci jako wielki - NAJWIĘKSZY Kwestarz na rzecz Powązek...
...
galerię wielkich i zwykłych a zasłużonych dla Lądka ludzi uważam za otwartą ...
Awatar użytkownika
Felice
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 20089
Na forum od: 09 sty 2011 10:42
Oddział NFZ: Mazowiecki
Staż sanatoryjny: 0

Re: wielcy i zwykli ludzie kojarzeni z Lądkiem...

Post autor: Felice »

No chyba dwa nazwiska najbardziej z historią Lądka kojarzone to Marianna Orańska i Aleksander Ostrowicz.
Awatar użytkownika
Felice
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 20089
Na forum od: 09 sty 2011 10:42
Oddział NFZ: Mazowiecki
Staż sanatoryjny: 0

Re: wielcy i zwykli ludzie kojarzeni z Lądkiem...

Post autor: Felice »

Ze znanych osób bywających tam można wymienić Aleksandra I,Fryderyka Wilhelma,Goethego.
Współczesnych nazwisk również jest wiele - Bogusław Kaczyński,Wałęsa,Suchocka.Jest duża liczba aktorów.Ze sportowców szczególnie upodobał sobie to miejsce Artur Partyka.Mam zdjęcia robione z nim podczas kilku pobytów.Nigdy nie odcinał się ok kuracjuszy i razem z nimi spędzał czas.
Awatar użytkownika
jacky6
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 7120
Na forum od: 05 mar 2014 14:39
Oddział NFZ: Śląski
Staż sanatoryjny: 5

Re: wielcy i zwykli ludzie kojarzeni z Lądkiem...

Post autor: jacky6 »

Alice pisze:No chyba dwa nazwiska najbardziej z historią Lądka kojarzone to Marianna Orańska i Aleksander Ostrowicz.
W pierwszej chwili nie skojarzyłem nazwiska Marianny Orańskiej...
Może dlatego, że nie doczytałem się na jednej z pierwszych zguglowanych stron.
Twój wpis ( jeszcze raz dzienks ) mnie solidnie zdopingowal a biorąc pod uwagę, że deszcz wygonił mnie z ogródka do chałupki.
Ponownie zaprzęgłem Wujaszka Google do pracy na rzecz wspólną.
I znalazłem - tak bogaty portal ( Lądek Zdrój - Nieoficjalna strona ), że cieszę się z tego, że mam tyle miesięcy do wyjazdu.
Tyle miesięcy czytania.
I selekcji - zarówno na własny użytek jak i na rzecz klubu.
W pewnej chwili zamierzałem się nawet wycofać z dalszego formowania klubu.
Przecież wszystko jest w necie.
Może po przemyśleniu - dokonam z Adminem korekty lotu wątku klubowego.
Bo z tak wielkiej masy informacji o Lądku i okolicach - trzeba będzie wyselekcjować te przydatne dla kuracjuszy o różnych stopniach i kierunkach zainteresowań.

:mrgreen: ... :mrgreen:
Awatar użytkownika
jacky6
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 7120
Na forum od: 05 mar 2014 14:39
Oddział NFZ: Śląski
Staż sanatoryjny: 5

Marianna Orańska ...

Post autor: jacky6 »



Marianna Orańska – najbardziej znana osobistość z grona skoligaconych z rodami królewskimi w Europie.

Niektórzy uważają ją nawet za wizerunkową postać kobiety XIX wieku.
Nie da się ukryć, że bardzo barwną.
Przyszedł czas, że zamieszkała niedaleko Lądka i w nim bywała.
Minęło wiele lat od jej śmierci, wymieniła się cała okoliczna ludność a pamięć o niej pozostała.
Popularność jej znajduje odzwierciedlenie informacyjne w Internecie.
Tym nie mniej uznaję, że warto kilka słów o niej przytoczyć.

W chwili narodzin jej rodzice jeszcze nie byli głowami koronowanymi, stali się nimi w Niderlandach dopiero za pięć lat.
Koligacje przewijają się i wiążą z słynnym rodem książęco – królewskim von Hohenzollern.

Jej mama właśnie z von Hohenzollern imieniem Wilhelmina Fryderyka wyszła za mąż za późniejszego króla Niderlandów Wilhelma I.
Mariannie zaś było po drodze życiowej spotkać się pruskiego królewicza z rodu von Hohenzollern ochrzczonego imieniem Albrecht.

Zanim zawieruchy rewolucyjne wygoniły ten ród z Niderlandów trafnie ulokowali swoje zasoby finansowe w ówczesnych Prusach dokonując zakupów dóbr poklasztornych Lubiążu, Henrykowie i Kamieńcu Ząbkowickim.

[ obrazek zewnętrzny ]

Przejeżdżałem 3 lata temu przez Lubiąż, kolejny raz widząc przy drodze taki oto pałac, przerwałem jazdę i poszedłem zwiedzać.
Byłem w ostatniej w tym dniu grupce zwiedzających.
Nie zakodowałem, że kiedyś była to własność rodu von Hohenzollern.

Pałac w Kamieńcu Ząbkowickim przypadł Mariannie w spadku po śmierci rodziców.

Od końca lat trzydziestych XIX wieku do dzieła zabrała się sama Marianna. Dziełem jej było bardzo wiele inwestycji i modernizacji na Ziemi Kłodzkiej. Historycy przypisują jej zasługę budowy drogi, jak to się kiedyś zwało – bitego traktu, która wiodła z Ząbkowic Śląskich przez Kamieniec Ząbkowicki, Złoty Stok, Lądek Zdrój, Stronie Śląskie aż do przełęczy Płoszczyna.

Jej inwestycje to nie tylko drogi łączące miasta i miasteczka ale także wiele obiektów gospodarczych z hutą szkła w Stroniu Śląskim na czele.

O detalach – śladach jej działalności będzie jeszcze nie raz napomknąć.
Los w sferze osobistej nie był dla niej łaskawy i małżeństwo z Albrechtem się rozpadło w roku 1849. Lecz pełni inicjatywy na rzecz lokalnej społeczności wyrażającej się choćby w budownictwie szkół, przytułków i obiektów sakralnych pozostała do końca swojego żywota w roku 1883.

[ obrazek zewnętrzny ]

obraz olejny ze zbiorów Muzeum w Nysie

Opracowano między innymi na podstawie książki Krzysztofa Mazurskiego „Miłość i dramaty królewny Marianny”.
Materiał źródłowy: - Nieoficjalna strona Lądka Zdroju http://ladekzdroj.w.interia.pl/index.html
Scany starych fotografii i widokówek udostępnili tamże ze swoich zbiorów Panowie Mirek Zbrzeźniak i Tomek Słonecki.

c.d.n.
Awatar użytkownika
jacky6
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 7120
Na forum od: 05 mar 2014 14:39
Oddział NFZ: Śląski
Staż sanatoryjny: 5

"Czas ocalony" ...

Post autor: jacky6 »

Znalazłem w necie wersję elektroniczną ciekawej moim subiektywnym zdaniem książki o Lądku Zdroju czasu lat powojennych a raczej o życiu zwykłych ludzi – mieszkańców tego miasta.
Niestety – skromny nakład papierowy w ilości 800 egzemplarzy dawno temu się rozszedł i prawdopodobnie zalega w domowych bibliotekach.

Tytuł to „Czas ocalony” a pojawił się na półkach księgarskich w styczniu 2003 nakładem Centrum Kultury i Rekreacji w Lądku Zdroju.

Właściwie nie jest to klasyczna powieść ale zbiór relacji mieszkańców, którzy jako pierwsi poczęli zasiedlać miasto po przesunięciu się frontu w maju 1945 roku.
Korzenie większości nowych mieszkańców sięgały najczęściej polskich Kresów Wschodnich oraz południowo – wschodnich regionów naszego kraju już w nowych granicach.

Redaktorem owego zbioru jest Pan Zbigniew Piotrowicz, który przybywając do Lądka w latach osiemdziesiątych w odwiedziny do znajomych uległ jak sam pisze we wstępie „fascynacji” tym miasteczkiem i wkrótce poszedł w ich ślady.
W poszukiwaniu bliższych informacji, szczególnie o pierwszych latach powojennych niewiele zdziałał, okazało się, że najlepszymi informatorami mogą być owi pierwsi mieszkańcy.

Zbiór relacji składa się z 14 pozycji spisywanych przez różnych autorów.
Czytając wiele z nich przenosiłem się myślowo do ciut co prawda późniejszych lat ale jednak mających pewien wspólny mianownik – atmosferę lat 50tych, 60-tych – które powoli zanikają a jeśli są odtwarzane to przez coraz bardziej „starzejących się”.
Bardzo istotny był okres pierwszych kilkunastu miesięcy gdy jak w tyglu mieszały się grupy przesiedlonych ( i to nie dobrowolnie ) z Kresów z grupami szykujących się do przesiedlenia ( też nie dobrowolnie ) na Zachód. Zaistniała wówczas i to na bardzo długie lata „tymczasowość”, która mocno odcisnęła się na życiu codziennym.
Sporo jest w spisanych relacjach opisów domostw, ulic, gospodarstw. Brak jednak ilustracji – fotografii.

Zabieram z sobą na zbliżającą się coraz szybszymi krokami kurację lądecką wydruk z owego zbioru. Myślę, by potraktować go jako swoich przewodnik po Lądku. Wybrane fragmenty będę chciał na miejscu skonfrontować z rzeczywistością, także z swoimi wyobrażeniami, które zaistniały podczas lektury.
Może uda mi się dopełnić ilustracji swoimi fotografiami ?
Ciekawi mnie, czy uda mi się spotkać jeśli nie głównych bohaterów owych relacji to chociaż osoby, które z nimi wrastały w te miejsca.

Cdn.
Awatar użytkownika
jacky6
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 7120
Na forum od: 05 mar 2014 14:39
Oddział NFZ: Śląski
Staż sanatoryjny: 5

"Czas ocalony", czyli kamienica nr 13 ...

Post autor: jacky6 »

jacky6 pisze:
Znalazłem w necie wersję elektroniczną ciekawej moim subiektywnym zdaniem książki o Lądku Zdroju czasu lat powojennych a raczej o życiu zwykłych ludzi – mieszkańców tego miasta.

Tytuł to „Czas ocalony” a pojawił się na półkach księgarskich w styczniu 2003 nakładem Centrum Kultury i Rekreacji w Lądku Zdroju.

Właściwie nie jest to klasyczna powieść ale zbiór relacji mieszkańców, którzy jako pierwsi poczęli zasiedlać miasto po przesunięciu się frontu w maju 1945 roku.

Czytając wiele z nich przenosiłem się myślowo do ciut co prawda późniejszych lat ale jednak mających pewien wspólny mianownik – atmosferę lat 50tych, 60-tych – które powoli zanikają a jeśli są odtwarzane to przez coraz bardziej „starzejących się”.

Sporo jest w spisanych relacjach opisów domostw, ulic, gospodarstw. Brak jednak ilustracji – fotografii.

Zabieram z sobą na zbliżającą się coraz szybszymi krokami kurację lądecką wydruk z owego zbioru. Myślę, by potraktować go jako swoich przewodnik po Lądku. Wybrane fragmenty będę chciał na miejscu skonfrontować z rzeczywistością, także z swoimi wyobrażeniami, które zaistniały podczas lektury.
Może uda mi się dopełnić ilustracji swoimi fotografiami ?
Ciekawi mnie, czy uda mi się spotkać jeśli nie głównych bohaterów owych relacji to chociaż osoby, które z nimi wrastały w te miejsca.

Tym razem przenoszę swoją relację do tego tematu.
Jest to okazja do zaprezentowania bodaj najbardziej ciekawych fragmentów owej książki.
Wybrana przeze mnie nowelka pokazuje w skondensowanej formie życie pierwszych mieszkańców tuż po wojnie.
A zatem - ciekawych tamtych czasów zapraszam...


Kamienica Nr 13.( odcinek pierwszy z trzech )
Zapis rozmowy z Adelą Żarek
W spotkaniu uczestniczyły także Halina i Krystyna, córki pani Adeli. Rozmowę zanotowały i opatrzyły
komentarzem Sabina i Joanna Jaworek, córki Haliny i wnuczki Adeli.

- Babciu, opowiedz nam o tym jak trafiłaś do Lądka i jak tu było po wojnie. Bierzemy udział w tworzeniu książki "Czas ocalony", która będzie zawierała wspomnienia pierwszych powojennych mieszkańców.
- Powiedz najpierw, skąd i w jaki sposób tu przybyłaś.

[ obrazek zewnętrzny ]

Znalazlem bardzo szybko ową kamienicę.

-Urodziłam się w 28 roku w Maleniskach na terenie obecnej Ukrainy, wtedy były to ziemie polskie.
W Maleniskach i okolicznych wsiach Polacy i Ukraińcy, Żydzi, a nawet Niemcy i Austriacy mieszkali razem.
Jak zaczęła się wojna się miałam 11 lat.
Problemy zaczęły się, kiedy Hitler obiecał Ukraińcom, że utworzy im ,,Ukrainę Samostijną'' jeśli wymordują Polaków mieszkających na tych ziemiach.
I zaczęli zabijać ludzi. Uciekliśmy w 43, tak jak staliśmy, bez niczego.
Podróż była straszna, widziałam okropne rzeczy, a byłam jeszcze mała.
Pamiętam wisielców na drzewach...
Pierwszym miejscem gdzie się osiedliliśmy był Tarnów, mieszkaliśmy tam w 44 i 45.
Dowiedzieliśmy się, że moja starsza siostra, Klima jest w Konradowie. Wyruszyliśmy więc do niej w 46 roku.
W ten sposób zawędrowałam na te tereny.

- Czym się zajmowałaś jak tu przybyłaś?

[ obrazek zewnętrzny ]

Podążyłem szybko w kierunku kamienicy mieniącej się kolorami.

Najpierw mieszkałam w Konradowie, razem z moją siostrą Klementyną, jej rodziną i naszą matką.
Tam pracowałam na gospodarce, wtedy innej pracy nie było. Tylko rolnicza.
Ludzie sprzedawali poniemieckie woły, krowy, świnie i z tego początkowo żyli - z tego co Niemcy wcześniej wyhodowali. Wszędzie tutaj były poniemieckie gospodarstwa i domy.
Niemcy zresztą wciąż tu jeszcze mieszkali, razem z nami.
A potem... Nie, nie można powiedzieć, że ich wypędzili.
Oni sami uciekali do Niemiec, chętnie wyjeżdżali, bo tam byli miedzy swymi, a tu często dochodziło do konfliktów.
Wiadomo, nie wszyscy Polacy znosili ich obecność.
Jak wyjeżdżali to starali się zabrać większość dobytku, ale sporo zostawało.
W Konradowie poznałam swojego przyszłego męża - Tadeusza Żarka.
Pobraliśmy się w 47., ślub kościelny wzięliśmy w lecie, a cywilny w grudniu.
A w 48. urodziła się wasza mama - Halina.
Mieliśmy wielką gospodarkę, 50 ha ziemi, a nasz las ciągnął się od Konradowa do Kątów.
Przed wyjściem za mąż nazywałaś się Adela Dittrich?
Tak, chociaż z moim nazwiskiem zawsze były problemy, różnie to pisali, raz zniemczali - wtedy pisali Dietrich,
innym razem zjadali "t", a to było austriackie nazwisko, dlatego należało pisać - Dittrich.

- W jaki sposób staliście się właścicielami tak dużego gospodarstwa? Te hektary można było sobie wziąć?

[ obrazek zewnętrzny ]

Nie odniosłem jednak wrażenia - spoglądając na świeżo odnowiony budynek i uchylone okna - żeby ten dom tętnił życiem.

- Tak wtedy to było, przyjeżdżało się i dostawało jakieś lokum, bo były puste gospodarstwa po Niemcach. Tadeusz przyjechał tu jako wojskowy i objął to co pozostało.
Ta gospodarka była zupełnie ograbiona, wszystko co pozostawili Niemcy zjedli lub zniszczyli Rosjanie.
Mąż znalazł na strychu troszkę zboża, zasiał, a ja zajmowałam się trzodą. W pewnym momencie miałam już 140 kur, 2 świnie, 16 indyków, krowę i konia...
Ale pewnego dnia sprzykrzyła się mojemu mężowi praca na roli i oddał gospodarkę.
Coś sobie umyślił i pojechał do Bystrzycy do Urzędu Miasta.
Tam przyjechał też rolnik, któremu się w nocy spaliła gospodarka, lamentował, żeby mu coś dali.
I mój mąż oddał mu nasze gospodarstwo.
Powiedział, że idzie do pracy, znalazł sobie posadę księgowego w GS w Stroniu.
Nowy gospodarz przyjechał już po dwóch dniach, a my musieliśmy się spakować i wyjechać.

- A mieliście gdzie mieszkać w Stroniu?

- Tak, mąż dostał od GS - u mieszkanie. Tam się przenieśliśmy. Byłam już w ciąży z drugą córką, Krystyną.


[ obrazek zewnętrzny ]

I zapewnie taka była droga na zachód...
Przesiedleńców ze wschodu.

c.d.n.
Awatar użytkownika
ewasz
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 24523
Na forum od: 10 mar 2014 20:44
Oddział NFZ: Śląski
Staż sanatoryjny: 5

Re: wielcy i zwykli ludzie kojarzeni z Lądkiem...

Post autor: ewasz »

Jacky6, czekam na ciąg dalszy :)
Awatar użytkownika
jacky6
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 7120
Na forum od: 05 mar 2014 14:39
Oddział NFZ: Śląski
Staż sanatoryjny: 5

"Czas ocalony", czyli kamienica nr 13 ...

Post autor: jacky6 »

Kamienica Nr 13. ( odcinek drugi z trzech )

Twoją mamę urodziłam 49 roku. Sytuacja była ciężka więc i ja musiałam iść do pracy.
Znalazłam sobie posadę w Lądku, zaczęłam pracę w sklepie tekstylnym na Rynku.
I wtedy wypatrzyłam nasz nowy dom - kamienica naprzeciw była pusta.
Poszłam do urzędu powiedzieć, że chcemy tam zamieszkać.


[ obrazek zewnętrzny ]

I tak, kamienica jak stała - tak stoi...


Przenieśliśmy się do kamienicy na rynku, pod numer 13 w 1952 roku.
Potem pracowałam w sklepie spożywczym na dawnej ulicy Pstrowskiego (obecnie ul. Słodowa).
Twoja mama z ciocią zawsze wyjadały cukierki.
Pracowałam też w warzywniaku w zdroju, dokąd jeździłam na rowerze.

- Halka: Ten sklep tekstylny był właściwie wielobranżowy, były tam nie tylko ubrania, buty, materiały, ale i
pasmanteria i tym podobne.
Miał bardzo ciekawy wystrój.
Najbardziej podobały mi się tam malutkie szufladki, w których trzymano guziczki i tasiemki.

- Kryśka: Mieszkaliśmy sami na całym piętrze.
Mieszkanie było ogromne, z Halką bawiłyśmy się w nim i zawsze znajdowałyśmy jakieś rzeczy zostawione przez Niemców w pośpiechu - to filiżanki, talerzyki, to jakieś zabawki.
Pamiętam też dwie stare szafy, nawet nie wiem co się z nimi stało, ludzie kiedyś nie szanowali antyków, szkoda... W kuchni był kaflowy piec, w którym mama czasem odgrzewała chleb, a w pokoju był przepiękny piec, o nietypowym, fantazyjnym kształcie, z ułożoną rozetą z kafelek i aniołem - taką damą w zwiewnej sukni.
Chyba zniszczyli go jacyś wandale, pamiętam, że był pęknięty... Mieliśmy też pianino po Niemcach.


[ obrazek zewnętrzny ]

Zaglądam na schody, idę w górę bo wejscia do piwnicy nie dostrzegłem...

- Halka: Poza tym cała kamienica była praktycznie pusta. Zdaje się że przed nami mieszkał tu jakiś szewc, który się wyprowadził.
Potem nasz ojciec prowadził ewidencję, zapisywał wszystkich którzy się wprowadzali, lub meldowali tymczasowo. Po kilku latach od naszego przybycia na II piętro wprowadzili się Szlagowie.
Pan Szlaga pracował w kopalni uranowej w Kletnie. Zmarł na chorobę popromienną.
Tam gdzie był do niedawna sklep monopolowy (na parterze) trzymaliśmy węgiel, reszta stała pusta.
Co wtedy robił dziadek?

- Kryśka: Pracował w Kłodzku jako główny księgowy w jakiejś firmie handlującej drewnem, czy też rzetwarzającej
drewno...
Dojeżdżał codziennie pociągiem.
Pamiętam że dużo czytał i żył obok nas, zarabiał na nas, ale mało go zajmowałyśmy.
Czasem przywoził nam z Kłodzka małe książeczki dla dzieci.
Starał się nas czasem uczyć, interesował się fizyką.
Kiedyś stanął w drzwiach między pokojami, jednym ciepłym, a jednym chłodnym, z zapaloną świeczką i tłumaczył skąd się bierze wiatr.


[ obrazek zewnętrzny ]

Mimo odnowienia - czuje się, że w tych murach nie jedno się zdarzyło...

- Halka: Ja tak tego nie odczuwam, że się nami nie zajmował. Myślę, że po prostu dużo pracował.
A jak to było z jego śmiercią?

- Babcia: Zmarł w 56 roku. Pojechał w lipcu pomóc w sianokosach do swojej matki, w byłe województwo
rzeszowskie.
Któregoś dnia wyszedł na pole bez nakrycia głowy, a był straszny upał. Dostał udaru mózgu.
Może nie skończyło by się to tak tragicznie gdyby nie wypadek w dzieciństwie - mój mąż miał po nim chyba krwiaka, który prawdopodobnie wtedy pękł.

- Kryśka: Kazka, bratowa waszego dziadka opowiadała nam potem, że on tego dnia nie mógł wyjść z domu, co
chwilę wracał, coś jeszcze chciał powiedzieć.

- Babcia: Zostałyśmy wtedy same, ja, moja mama Kryśka i Halka.
Kryśka dopiero szła do pierwszej klasy, a Halka do drugiej.
Mimo to byłyśmy uważane za dość zamożną rodzinę, w porównaniu do tych, gdzie było po sześcioro, ośmioro dzieci, a rodzice często pili...
Pracowałam już w innym sklepie, z materiałami. W tym samym w którym pracuje teraz wasza mama, Rynek 26.
Życie się zrobiło się trudniejsze.

c.d.n.

:mrgreen: to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi... :ugeek:
Awatar użytkownika
jacky6
Przyjaciel forum
Przyjaciel forum
Posty: 7120
Na forum od: 05 mar 2014 14:39
Oddział NFZ: Śląski
Staż sanatoryjny: 5

"Czas ocalony", czyli kamienica nr 13 ...

Post autor: jacky6 »


Kamienica Nr 13. ( odcinek trzeci z trzech )



[ obrazek zewnętrzny ]

Dyskretnie podchodzę na poziom I-szego piętra.
Na drzwiach z daleka - zdaje mi się, że widzę jakąś tabliczkę.
Panuje cisza.
Nie mam śmiałości stukać i pytać się o możliwość rozmowy.
Nie byłem przygotowany.


- Kryśka: W sąsiedniej kamienicy, pod numerem 14, mieszkała typowo mieszczańska rodzina niemiecka – nazywali się Schober lub Schobert.

- Co charakteryzuje rodzinę typowo mieszczańską?

- Kryśka: Specyficzne zachowania - siadali do stołu razem podczas uroczystych posiłków, urządzali rodzinne
muzykowanie - pamiętam że dziadek grał na skrzypcach, a Helga na pianinie.
Meble, urządzenie mieszkania były też typowe. Ojciec tej rodziny był piekarzem - to oni mieli tę piekarnię na Rynku 14 - wypiekano tam chleb dla Polskiego Wojska.

[ obrazek zewnętrzny ]

Widać, że remont nie został dokończony.
Tyle, że - czy po znacznej kasie włożonej w remont kamienicy - czy pozostanie ona czynszową z zamieszkującymi ją zwykłymi mieszkańcami czy też pójdzie pod młotek licytacji - kto da więcej i ulokuje się tam na przykład poradnia adwokacka, pracownia architektoniczna, pracownia malarska ...


- Halka: Codziennie rano podjeżdżał szczelnie zamknięty konny kontener do którego ładowano chleb.
W tej piekarni nie kupowało się chleba - był wyłącznie na potrzeby wojska.
W piekarni była prawdziwa łazienka, gdzie było ciepło, była wanna - raz w tygodniu rodzina schodziła się kąpać. To był luksus, my nie mieliśmy wtedy w ogóle łazienki.

- Kryśka: Matka tej rodziny siedziała zwykle w domu, zajmowała się nim. Była trochę wyniosła, nie rozmawiała po
polsku, jej córki chodziły na zakupy. Przyjaźniłyśmy się z Helgą, która była trochę starsza od Halki. Przychodziłyśmy się do nich bawić, miały mnóstwo niemieckich zabawek.
Wyjechali stąd w 56 roku, podczas drugiej tury wysiedlania Niemców.
Po kilkunastu latach Helga przyjechała do nas, ale nie umiała już ani słowa po polsku, nie mogłyśmy się dogadać. Ewa natomiast napisała do mnie, ale kontakt się urwał, bo mi było ciężko odpisywać po niemiecku..

- Halka: Babcia tej rodziny była otaczana wielkim szacunkiem. Była mała, pulchna i miała wole od tarczycy.

[ obrazek zewnętrzny ]

Powoli wycofuję się.
Wracam do rynku.
Zostawiam za sobą wiele tajemnic kryjących się w murach tej właśnie kamienicy.
Nie wiem, czy znajdą się jeszcze "spadkobiercy" albo kolejne pokolenie narosłe na tych - co z tej kamienicy wyemigrowali.
Być może owa kamienica z upływem czasu będzie tworzyć nowe legendy ?


- Sabina: Dziś nasza babcia dalej mieszka w kamienicy nr 13. mieszkanie jest ciekawe i było i dla mnie wielką frajdą w dzieciństwie odkrywanie go.
Jest mnóstwo drzwi szaf.
Okienko jednego z pomieszczeń wychodzi na mur, gdyż jest mała luka pomiędzy domami - zawsze mnie ten widok z okna niezmiernie zadziwiał.
Okna dwóch pokoi wychodzą na rynek, można było ostatnimi czasu oglądać zmienianie kina na supermarket, oraz renowację nawierzchni rynku - przywracanie kostki brukowej.
Pamiętam tez strych - wszystkie strychy kojarzą mi się przede wszystkim z unoszącymi się drobinkami kurzu widocznymi w jakimś przypadkowym promieniu światła.
Ale na tym strychu również widok z okna mnie zadziwiał - widok Rynku z góry, widziałam jakieś szklane powierzchnie na dachach i czułam same jakbym widziała cos zupełnie mi nieznanego, nie lądecki rynek.
Z pokoju mojej babci wrył mi się w pamięć zegar z rzymskimi cyframi gdzie czwórka była z czterech kresek.
Na nim uczyłam się odczytywać godzinę.
Ulubionym miejscem do zabawy było okno pomiędzy kuchnią a pokojem.
Fascynowało lustro z trzech powierzchni, z których dwie były ruchome, żeby można się było zobaczyć się z boku i
które odbijało w nieskończoność.
Zadziwiała mnie też piwnica - płaskie schodki, dziwne zakręty (nigdy nie byłam tam sama).
Trzeba było przez nią przejść żeby wyrzucić śmieci, czasem chodziłam z babcią.
Jednak skończyły się te niezwykłe wrażenia z dzieciństwa - dziś widzę przede wszystkim pęknięcia w ścianach czy niedomykające się drzwi - efekt powodzi w 1997 roku.
I wielkiego kota - po prostu Kicię, któremu moja babcia konstruuje legowiska na fotelach czy pod kaloryferem.
W przedpokoju wiszą obrazy mojej babci - w tym jeden przedstawiający kamienicę, w której mieszka 50 lat.


[ obrazek zewnętrzny ]


Wychodzę przed kamienicę i znów jestem w czasie teraźniejszym.
Czy takie skojarzenie mieli przed laty mieszkańcy owej kamienicy ?



- Joanna: Moje wspomnienia związane z Lądkiem i kamienicą numer 13 nie sięgają nawet 30 lat wstecz.
Choć to niewiele, zauważam wiele zmian zachodzących w moim mieście.
Z dzieciństwa pamiętam żal, gdy dowiedziałam się o likwidacji drewnianego mostku, łączącego ul. Kościuszki z ul. Klonową.
Kilka lat chodziłam nim w drodze do szkoły podstawowej.
Zamiast niego powstała brzydka, betonowa kładka.
Wspominam tajemniczy urok starego cmentarza (obecnie zwanego nowym), poniemieckie rzeźby i nagrobki, z których trudno było odczytać nazwiska i daty, w większości już nieistniejące.
Pamiętam zadbaną, ukwieconą i działającą fontannę przed ,,Wojciechem'' i kwiatowy zegar w zdrojowym parku. Później zamianę restauracji ,,Pod Filarami'' na sklep, kina ,,Echo'' na supermarket...
Powódź zniszczyła kamienice numer 13, popękały ściany, odpadają tynki...
Oprócz osobistego sentymentu jakim darzę ten dom, mam świadomość jego wartości historycznej.
Czas przynosi zmiany, tylko nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w większości przypadków - na gorsze...

Nie wiem, czy będzie ciąg dalszy lecz w kolejnym poście wyrażę swoje skojarzenia.

:mrgreen: to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...
nie wiem, czy się ze mną zgodziecie ?
:ugeek:
ODPOWIEDZ