...
w necie czytamy:
"Ładna tożsamość
Burmistrz jest burmistrzem od jesieni. Od razu zorganizował spotkanie z mieszkańcami. W domu kultury ponad sto osób: właściciele hoteli, pensjonatów i gospodarstw agroturystycznych, fotograf, taksówkarz, właściciele restauracji, barów i pizzerii, pracownicy Wojskowego Szpitala Uzdrowiskowego i uzdrowisk.
Burmistrz obiecał nowy herb miasta, nowe mapy nowej generacji (z niedrącego się papieru) i witacze (podświetlane ledami). - Żebyśmy mieli ładną tożsamość - mówi.
O ładną tożsamość Lądka ma dbać dwanaście osób zatrudnionych niedawno do prac interwencyjnych. Będą sprzątać (tymczasem wiele miejsc tu wygląda, jakby nie porządkowano ich od wojen napoleońskich).
Burmistrz upatruje też przyszłości Lądka w grach terenowych. - Idziemy w dobę internetu.
Głos z sali: - Kuracjusze to najczęściej starsi ludzie, niepotrzebny im internet. Potrzebna im analogowa informacja turystyczna.
Ta, która jest teraz, mieści się nie w części zdrojowej, ale w mieście w domu kultury i jest nieczynna w weekendy (sic!). Jedyny postój taksówek również znajduje się w mieście. Inni narzekają na drogi dojazdowe w fatalnym stanie, brak połączeń autobusowych (Ostrowicz: Landek nie leży nad drogą żelazną).
Do Lądka nie prowadzą żadne drogowskazy, a GPS kieruje ludzi dookoła. Z Wrocławia - najczęściej przez Drogę Stu Zakrętów ze słynnym Stroczym Zakrętem, zwanym też Językiem Teściowej (to na tej drodze zginął w 1993 roku Marian Bublewicz, znakomity kierowca wyścigowy).
Głos z sali: - Ale panie burmistrzu, nic pan nie mówi o naszym skarbie, a to przecież nasze być albo nie być!
Burmistrz: - To nasza ropa naftowa. Lądeckie termy to nasz number one!
W planach są odwierty, dzięki którym gorące źródła będą ogrzewać ciepłą wodę dla mieszkańców, a przy okazji zmienią Lądek we wspaniałe, nowoczesne uzdrowisko.
Są inne pomysły; przekształcenie ruin ewangelickiego kościoła (stoi w centrum miasta, tuż przy rynku) w nowoczesną salę widowiskową na pół tysiąca osób, ze ścianą wspinaczkową i małym browarem; spływ kajakowy Białą Lądecką ("to rzeka bardzo ciekawa z punktu widzenia adrenaliny" - zapewnia pomysłodawca), albo zawody downhill - jazda na rowerze na czas z góry na dół. (Gdy burmistrz opisywał trasę i opowiadał, jak rowerzyści będą przeskakiwać rowerami nad zdrojową fontanną, komuś na sali wyrywało się pełne przerażenia: ja pierniczę!).
Duch uzdrowiska
Mocny głos z sali: - Tak tu sobie rozmawiamy, a nikt nie mówi o rzeczy najważniejszej - o duchu uzdrowiska. Wierzę, że wróci tu do nas i znów będzie w Lądku tak wspaniale, jak w XIX wieku, albo choć w latach 50. czy 70. XX wieku. A wiecie państwo, co to jest duch uzdrowiska? To uprzejmość, czystość, estetyka i mała architektura!
To Lechosław Siarkiewicz, od trzydziestu lat przewodnik sudecki. Zna historię miasta znakomicie, ma kolekcję dwóch tysięcy dawnych pocztówek z Lądka-Zdroju i okolicy.
Opowiada, że największy rozwój Lądka przypadł na XIX wiek, kiedy Prusy prowadziły wiele wojen. Trzeba było gdzieś leczyć żołnierzy. Kiedy skończyły się wojny, uzdrowisko przejęła berlińska kasa chorych. W latach 30. XX wieku zbudowano tor narciarski i saneczkowy oraz dwa baseny - kryty i odkryty. Jeszcze w 1945, kiedy płonął Breslau, Gomułka zrobił zebranie w Oleśnicy z gestorami ze śląskich kopalń i hut. Dał im wtedy list żelazny, który gwarantował pracownikom dostęp do leczenia sanatoryjnego. Pierwsze kuracje i wczasy zorganizowano dla robotników już w 1946 roku (z tamtych czasów zostały jeszcze nazwy niektórych obiektów: Gliwiczanka, Chorzowianka, Bytomianka itp.). Po drugiej wojnie światowej znaczną część uzdrowiska przejęli Rosjanie - tu kierowali na leczenie swoich żołnierzy stacjonujących w Legnicy. W końcu lat 40. powstał Fundusz Wczasów Pracowniczych i przejął pozostałą część obiektów. Wczasy były wtedy praktycznie za darmo, zakłady pracy płaciły za noclegi, wyżywienie i zabiegi.
Trwało to aż do lat 90. Po transformacji część majątku została sprzedana prywatnym inwestorom. Część z nich uczciwie podeszła do sprawy i wyremontowała swoje obiekty; część budynków niestety niszczeje. - Ale Lądek powoli wychodzi z kryzysu. Najważniejsze to ludziom mentalność zmienić. Mamy młodego burmistrza, może jemu się uda? Najważniejsze, że jest fachowcem.
Jak Lechosław Siarkiewicz rozumie ducha uzdrowiska? - Duch uzdrowiska to klimat, nastrój. Dziś tu tego klimatu nie ma. Przed wojną w zdroju były trzy orkiestry, grały od rana do nocy, na promenadach i altanach, a nocą na dansingach. W latach 70. były tu cztery kina, które wyświetlały bieżący repertuar. Kina były pełne i lokale były pełne - w tym czasie pamiętam osiem dansingów w Lądku. Mieszkańcy byli wtedy wszyscy przekonani, że z kuracjuszy można się utrzymać. Pracowali razem. Dziś często właściciele pensjonatów okopują się u siebie, nawet nie znają sąsiadów. Podbierają sobie nawzajem gości. Domy wczasowe maksymalnie zmniejszają liczbę zatrudnionych pracowników, żeby zejść z kosztów. A młodzi wyjeżdżają, starzy umierają.
Tu ducha uzdrowiska nie ma. Lądek nie ma szczęścia. Nie butelkuje wody jak Polanica-Zdrój, która sprzedaje swoją "Staropolankę", nie leży przy przelotowej międzynarodowej trasie, jak niedalekie Duszniki. Tu jest cicho i spokojnie. Tu władze muszą wytworzyć ten klimat wód: spokojnie, cicho, bezpiecznie.
Kuracjusz dziś też jest inny niż kiedyś. Dziś kuracjusz chce coś przeżyć, coś zwiedzić, usłyszeć jakąś ciekawą legendę, lepiej zjeść i nie dzielić łazienki z wszystkimi na piętrze. Chce więcej niż kiedyś. Kiedyś ludziom wystarczały spacery.
Sięgam po Ostrowicza: "(...) Podźwignie się Landek, a z nim jego kąpiele".
Oby miał pan rację, doktorze.
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,3577 ... okWrocLink a tamże cały tekst ...